1. Man In The Photograph
2. Wallflower
3. Map Of The Past
4. Clocks
5. Flag
6. The Big Machine
7. Cartoon Graveyard
8. Send No Flowers
9. Meadow And The Stream
10. The Last Escape
11. Exit Song
Rok wydania: 2012
Wydawca: Inside Out
http://www.itbites.com
Dzięki firmie Inside Out, wszystkich maniaków neo-progu (jestem o tym
przekonany) ucieszy najnowsza płyta grupy It Bites. Zespół ten jak
wiemy funkcjonował na muzycznym rynku pod koniec lat 80 tych (wydał
wówczas trzy płyty). Po latach został wskrzeszony do życia i duża w tym
zasługa dobrze znanej w neo-progresywnym światku osobowości. Chodzi
oczywiście o postać Johna Mitchella. On to właśnie przyczynił się, wraz z
byłymi założycielami zespołu: Johny Beckiem (klawisze) i Boby Daltonem
(perkusja) reaktywować markę It Bites. Skład dopełnia grający obecnie na
basie Lee Pomeroy. Efekt reaktywacji It Bites – płyta „The Tall Ship”,
miał miejsce w 2002 roku. (recenzja: tutaj).
Nie był to raczej spektakularny powrót, który zdołałby uchylić
otchłani szczelnie zamkniętego „neo-progresywnego limba”. Na taką płytę
trzeba było jeszcze troszkę poczekać. Ale jest! Muzycy znaleźli wreszcie
drogę do muzycznego nieba, dzięki swojej najnowszej produkcji – „Map Of
The Past”. Oczywiście można zarzucić, że wszystko to już było, podobne
dźwięki można znaleźć na dobrze znanym wszystkim ikonach gatunku
(Marillion, IQ, Pallas, Jadis…). Słychać również stare, poczciwe
Genesis (szczególnie w „Cartoon Graveyard” czy „Send No Flowers”). I cóż
z tego, skoro tak bardzo cieszy uszy? W końcu nie jest to żadne „Map
Of The Future’ lecz właśnie „Map Of The Past”!
Trzeba nadmienić, że jest to pierwszy album w historii zespołu mający
charakter konceptu. Głównym wątkiem jest właśnie przeszłość widziana
przez pryzmat starych, rodzinnych fotografii. Chyba każdemu z nas
oglądanie starych, rodzinnych zdjęć towarzyszy uczucie wzruszenia,
nostalgii, czasami objawiające się zakręceniem łezki w oku, a czasem
delikatnym grymasem uśmiechu na twarzy? Taki stan ducha idealnie udało
się muzykom przełożyć na płaszczyznę muzyczną. Słuchając najnowszej
płyty It Bites, towarzyszą podobne emocje jakie towarzyszą nam podczas
przeglądania starych fotek, nagromadzonych w rzadko otwieranej
szufladzie rodzinnej komody. Jedenaście kompozycji, niczym widok takiej
ilości cieszących oko zdjęć, powoduje słuchając całą falę muzycznych
wzruszeń, dzięki uroczym dźwiękom gitary, subtelnemu wokalowi Johna
Michela i ujmującym klawiszowym pasażom. Wszystko bardzo delikatne,
ciepłe. Które z „muzycznych Fotografii” dostarczyło mi najwięcej emocji?
Na pewno wyjątkowej urody „Clock”, z pewnością „The Big Machine’, „Send
No Flowers’, liryczne „The Last Escape”, ale tak naprawdę, to chyba
wszystkie! Dużym atutem jest symfoniczny szlif, który uzyskał ten
materiał dzięki zaangażowaniu Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej. Nie
jest to jednak ten rodzaj prog-rocka bawiący się w kreowanie zawiłych
struktur muzycznych, jest bez wątpienia bardziej piosenkowo, bardziej
przystępnie dla postronnego słuchacza, a przede wszystkim niesłychanie
melodyjnie (prześlicznych melodyjnych tematów ci tutaj dostatek!) Zaletą
tej płyty jest również to, że nie jest przesadnie długa (52 minuty),
chłonie się ją jednym tchem. I tutaj można skonfrontować ją z innym
wydanym niedawno progresywnym konceptem – najnowszą płytą niemieckiego
Sylvan. Tamta płyta również posiada całe pokłady pięknych melodii,
wzruszających wokali i ciepłych solówek, ale aby ją ogarnąć w całości (z
niewielką krztą przesady) trzeba by poprosić szefa o dzień wolnego, i
wymówić się bólem głowy, aby nie dać wyrwać się żonie do żadnego z
supermarketów.
„Map Of The Past” ma swoja premierę jutro, przypuszczam, że będzie to
moja płyta miesiąca, z dużymi szansami na wysoki wynik w rocznym
zestawieniu ulubionych płyt bieżącego roku.
9,5/10
Marek Toma