1. Descending
2. The Savior
3. Starlight
4. March Of Doom
5. Heavy Metal Never Dies
6. Moment In Time
7. Hall Of The Heroes
8. R. U. Ready
9. Faster Than All
10. Before The Pain
11. No Guts No Glory
Rok wydania: 2011
Wydawca: AFM Records
http://www.iron-savior.com/
Jakoś tak się zdarzyło, że przez lata kilka moich ulubionych heavy
metalowych zespołów spiłowało pazury, z nadziejami sięgam więc po nowe
płyty moich niegdysiejszych idoli. Obok sceny brytyjskiej zawsze ceniłem
scenę niemiecką. Zasłuchiwałem się swego czasu zarówno (później tak
nazwanym) powermetalem – bardziej melodyjnym a częstokroć opartym na
klawiszach, ale i zespołom, które hołdowały klasykom gatunku i stawiały
raczej na gitarowe granie. Przebojem do tej drugiej grupy wdarł się
swego czasu Iron Savior, początkowo jako projekt Pieta Sielka i Kaia
Hansena, później przeistoczył się w pełnoprawny zespół. Przyznam
szczerze, że pierwsze płyty mnie rozbroiły. Na czele z rewelacyjnym
debiutem. Druga płyta, nieco bardziej melodyjna, także sprostała moim
oczekiwaniom, a niektóre utwory do dziś uwielbiam… Niestety zespół
powoli zaczął w moich oczach zjadać swój ogon i grać melodie coraz
bardzie wtórne (a złożyło się to z odejściem Hansena). Także na kilka
płyt straciłem kontakt z wydawnictwami Iron Savior. Z czystej ciekawości
i bez zbędnych wygórowanych oczekiwań sięgnąłem zatem po najnowszy
krążek ekipy Sielka – „The Landing”.
Kosmiczna okładka to już znak rozpoznawczy zespołu. I tym razem nie może
być inaczej… Ale po dłuższej przerwie w obcowaniu z ich muzyką
poczytam to na plus… Chyba gdyby zbytnio się zmienili, w sumie czułbym
się rozczarowany. A jaka jest muzyka zawarta na krążku? Wydawałoby się,
że w pełni przewidywalna. Mocno osadzona w pewnych ramach
stylistycznych. Stawiająca na z dawna sprawdzone elementy jak wokal i
gitary Pieta i szorstkie acz ultramelodyjne brzmienie. Jednak przyjemnie
zaskakuje. Czym? Melodiami. W gęstwinie typowych do bólu riffów
znajdziemy kopalnię fajnych fraz melodycznych. I to zarówno w refrenach
utworów jak i w całych kawałkach. Pojawiają się motywy, które potrafią
pozostać na dłużej w pamięci.
Wśród nich perełką wydaje się bridge w „Heavy Metal Never Dies” czy
refren „Hall of the Heroes” (chyba ten kawałek mogę wymienić jako
jednego z moich faworytów), że nie wspomnę o świetnym wstępniaku.
Bardzo mile łechtają metalowe hymny, których i tym razem nie zabrakło. Z
kolei ballada nieco nuży. Oczywiście bufonem będzie ktoś kto od
zespołu, który od lat para się opowieściami sci-fi wymagał będzie
głębokich moralitetów. W tym przypadku tak teksty jak i muzyka mają
służyć rozrywce, a jeśli ktoś za pomocą własnej interpretacji wyłapie
jakieś ukryte znaczenie, paralelę czy zawoalowany przekaz… Znaczy, że
włożył w obcowanie z muzyką Niemców więcej uwagi niż przeciętny
słuchacz. Ta muzyka po prostu wydaje się stworzona by porywać prostotą i
melodią.
Zespół obecnie po zmianach personalnych składem przypomina ten z
początku działalności (tuż po odejściu Hansena), jednak czy powrót
Eckerta przyciągnie do zespołu fanów Masterplan? Być może taki był plan.
Tak czy inaczej tego albumu bardzo fajnie się słucha… Z tym, że nie
wzbudza emocji. No niby i riffy i melodie nie pozwalają usiedzieć na
miejscu. Głowa sama rytmicznie zaczyna się poruszać, a nogi
przytupywać… ale album nie wnosi kompletnie nic nowego i jest
bezwzględnie przewidywalny. Tak naprawdę, mieniąc się swego czasu fanem
grupy – dokładnie takiej płyty się spodziewałem sięgając po tą pozycję.
Wydaje mi się zatem, że paradoksalnie album bardziej spodoba się nowym
fanom grupy, bo może ich ująć tym czym mnie Iron Savoir swoim debiutem.
Czy dotychczasowych fanów nie znudzi ta formuła? Pokaże czas i wyniki
sprzedaży.
6,5/10
Piotr Spyra