1. I Don’t Forget, I Don’t Forgive 04:40
2. Doctor Faust 07:41
3. Galileo 06:44
4. Oliver Twist 06:30
5. March 666 04:55
6. All For Metal 03:58
7. The Rebellion Of Lucifer 06:01
8. Diabolica 05:08
9. The First AndThe Last 04:01
10. Ararat 07:05
11. Flying Fortress 04:53
12. Cursed In The Devil’s Mill 13:45
Rok wydania: 2016
Wydawca: AFM Records
http://www.iron-mask.com/
Nastrojony optymistycznie po styczniowym koncercie Iron Mask,
oczekiwałem nowej płyty z niecierpliwością. Oczekiwania podniosła
kapitalna okładka zaprezentowana tygodnie przed premierą materiału.
Jednak zmiany w zespole zawsze pozostawiały kilka znaków zapytania. W
końcu na żywo grupa zgrywała się raczej, a zorientowanie na starszy
materiał miało także za zadanie przekonać fanów.
Już na żywo nowy gardłowy grupy wkupił sie w moje łaski i mimo że trochę
szkoda, że z zespołu odszedł Mark Boals, (a już na pewno jest to ujmą
na prestiżu), to pewnikiem było, że Diego Valdez nie rozczaruje ani
barwą ani skalą. Jak się okazało – nawet bywa tak, że manierą zbliża się
do poprzednika. A może to kwestia konstrukcji utworów? Iron mask (w
przeciwieństwie do Magic Kingdom – bardziej symfonicznego projektu
Dushana Petrossi), hołduje raczej bardziej prostym patentom. Zresztą
najszybsze określenie stylistyki grupy to heavy metal zmieszany z
petentami neoklasycznymi. I stylistycznie nie uświadczymy tu ani
rewolty, ani właściwie… rozwoju. I momentami po pierwszym odsluchu
miałem mieszane uczucia.
Otóż mimo, że melodii jest tu bogactwo, tak motoryka, frazowanie wokaliz
– i kilka zbyt oczywistych refrenów, spowodowały pewną niestrawność.
Może oczekiwania były zbyt wysokie? Może kolejny krok w historii grupy
jest zbyt zachowawczy. Faktem jest że zagorzali sympatycy formacji nie
będą mieli powodów do niezadowolenia. Mnie z kolei po początkowym
huraoptymiźmie a następnie dość znacznej obniżce wrażeń, album zaczął
podobać się z każdym kolejnym odsuchem. O ile na początku były to raczej
reakcje w stylu – „jest ok”, tak po kilku odsłuchach zacząłem czerpać
więcej radochy z mniej oczywistych patentów, lub wyłapywać smaczki tam
gdzie np zawiódł mnie prostolinijny refren (a jest ich kilka).
Faktem jest natomiast, że Iron Mask mimo że nie zmienia oblicza, nie
osiada na mieliznach muzyki heavymetalowej. Mimo że muzycy sięgają do
klasyki i prostych metalowych patentów, tak każdy kolejny utwór ma coś
ciekawego do zaofiarowania. Nawet jeśli gdzieś wasze ucho wychwycie
sababthowy riff, czy maidenowską solówkę, Petrossi takie wpływy potrafi
obrócić na własną korzyść.
Właściwie do teraz trochę mi szkoda, że grupa pożegnała się z poprzednim
głosem. I żal ten spowodowany nie jest bynajmniej jakością nowych
partii, żeczej moją sympatią do Marka Boalsa. Zastanawiam się jak ten
bodziec bedzie miał wpływ na globalne postrzeganie nowej płyty zespołu.
Czy nie wpłynie to negatywnie na popularność, statystyki sprzedaży…
Czas pokaże. Jeśli słuchaliście grupy jedynie dla nazwiska jej
frontmana, nie powinniście się teraz od niej odwracać. Diabolica jest
naprawdę godną sukcesorką poprzednich wydawnictw.
7,5/10
Piotr Spyra