1. From Light Into The Dark
2. Black As Death
3. Broken Hero
4. Feel The Fire
5. Genghis Khan
6. God Punishes, I Kill
7. Rebel Kid
8. Blizzard Of Doom
9. The Absence
10. Magic Sky Requiem
11. Nosferatu
12. When All Braves Fall
Rok wydania: 2011
Wydawca: AFM Records
http://www.iron-mask.com
Po kilku latach nieobecności na scenie, Mark Boals, pojawił się w The Codex, sztucznym projekcie stworzonym przez wytwórnie Frontiers. Po pewnym czasie zagościł na dwóch płytach Royal Hunt, następnie w projekcie z Tonym McAlpine… Mogłem coś przegapić, jednak ucieszyło mnie jego pojawienie się na albumie Crylord, naszego rodzimego wymiatacza – Bogusława Balceraka. Kiedy niecałe 2 miesiące później dowiedziałem się o jego udziale w Iron Mask, przypomniał mi się kilkudekadowy żart. Niebawem będę się bał otworzyć lodówkę, bo a nóż znajdę tam Marka Boalsa… Okazuje się jednak, że jeśli występ wokalisty ma być tak dobry, nie mam nic przeciwko. Kolejne porównanie jeśli chodzi o obsadę, do wspomnianego wcześniej Crylord. Na Black as Death pojawia się także Goran Edman… Wprawdzie w jednym utworze, ale ciężko pominąć to w recenzji. Dochodzący do siebie po operacji karku poprzedni wokalista grupy zdołał zaśpiewać w jednym kawałku, ale znajdziemy go tylko w wersji specjalnej w utworze bonusowym.
Grupa Dushana Petrossi kolejny raz zatem prezentuje nam się w zmienionym składzie, ale muzyka, będzie rozpoznawalna od pierwszych akordów dla każdego fana grupy.
Zespół bowiem jak każda neoklasyczna grupa dowodzona przez gitarzystę, trzyma się pewnych stylistycznych ram gatunku i to raczej przez ich pryzmat zwykliśmy oceniać takie produkcje. Choć w tym przypadku smaczki i solówki nie są aż tak nachalne, by zraziły do siebie przeciętnego sympatyka hard rockowych dźwięków.
Pierwszym zaskakującym elementem układanki jest brzmienie, sporo lepsze od poprzednich produkcji zespołu. Jest bardziej mięsiste (riffy i perkusja), przejrzyste, krystaliczne (solówki) ale i tam gdzie trzeba z odpowiednim pogłosem. Bardzo pozytywnie na tym tle wypadają gitary akustyczne, są bardzo soczyste.
Rytmika utworów może nie jest nazbyt wyszukana… inaczej – bywają monotonne fragmenty, ale raczej w obrębie motywu, bowiem w perspektywie całego utworu dzieje się sporo. Jednak jeśli ktoś chciałby przyczepić się fragmentów, to w takich przypadkach motoryka gitar poprawia całokształt wrażenia.
Kolorytu utworom dodają akcenty niskich męskich chórów i cała masa kapitalnych melodii.
Odnoszę wrażenie, że tym razem nieco więcej w muzyce Iron Mask pompy i patosu. Więcej marszowych temp i zwolnień. Co ważne wiele melodii zostaje w głowie po przesłuchaniu albumu.
Często zespoły, parające się takim graniem oscylują niebezpiecznie blisko sztampy, a recenzję kończymy konkluzją, że albumy nie wnoszą nic nowego. W tym przypadku wydaje mi się, ze jest nieco inaczej. Zespół wybiega poza ramy konwencji i prezentuje rozległy wachlarz zapożyczeń tak z muzyki klasycznej, sakralnej (wcześniej wspomniane chóry) jak i etnicznej (kapitalny wstępniak, czy riff przewodni w „Gengis Khan”). I owszem, mimo że znajdą się i fragmenty bardziej monotonne tej płyty słucha się wyśmienicie.
Ocenię ją notą prawie bardzo dobrą.
7,5/10
Piotr Spyra