CD 1
01. If Eternity Should Fail (Dickinson) 8:28
02. Speed Of Light (Smith/ Dickinson) 5:01
03. The Great Unknown (Smith/ Harris) 6:37
04. The Red And The Black (Harris) 13:33
05. When The River Runs Deep (Smith/ Harris) 5:52
06. The Book Of Souls (Gers/ Harris) 10:27
CD 2
07. Death Or Glory (Smith/ Dickinson) 5:13
08. Shadows Of The Valley (Gers/ Harris) 7:32
09. Tears Of A Clown (Smith/ Harris) 4:59
10. The Man Of Sorrows (Murray/ Harris) 6:28
11. Empire Of The Clouds (Dickinson) 18:01
Rok wydania: 2015
Wydawca: Parlophone Records
http://www.ironmaiden.com
Premiera każdego krążka Iron Maiden wywołuje u mnie przyspieszone bicie
serca. W przypadku tej płyty nie dotarła do mnie kopia promocyjna,
postanowiłem zatem jak prawdziwy fan, zaznajomić się z materiałem z
własnoręcznie nabytego w dniu premiery wydawnictwa. Nie było to proste
zadanie, bowiem wbrew oczekiwaniom sklepy muzyczne nie były zarzucone
nową płytą. Ale to materiał na felieton – i zostawmy tę kwestię. Grupa
Iron Maiden wydała po raz pierwszy w swojej historii studyjny album
dwupłytowy, który w całości trwa półtorej godziny. Długie kompozycje to
dla zespołu nie pierwszyzna. Nawet na najbardziej przebojowych płytach
pojawiała się jakaś suita. Formuła przekroczyła próg przyzwoitości przy
okazji poprzedniej płyty, która delikatnie mówiąc lekkostrawna nie była.
W oczekiwaniu na nowy album można było mieć więc uzasadnione obawy.
Jaki jest „The Book of Souls”? Niby przewidywany, ale w pewnym sensie
rześki. Słychać w tym muzykowaniu radość tworzenia i niezłomnego ducha.
Od sztancy chyba, tak jak w przypadku ostatnich płyt, na singla wybrano
kawałek prosty i temu wyborowi nie ma co się dziwić. Reszta natomiast
zdecydowanie wybija się ponad przeciętną ostatnich wydawnictw. Powiem,
że wyczuwam momentami pewną melancholię i dekadencję charakterystyczną
choćby dla „The X Factor”. Niebagatelny jest w tym wypadku sposób
budowania kompozycji. Akustyczny bas – robi wrażenie piorunujące,
orkiestracje w wieńczącym album najdłuższym kawałku są istną ozdobą i w
żadnym stopniu nie są przekoloryzowane. Płyta zawiera sporo fajnych
melodii i tematów, które stanowią dobrą bazę do zapamiętania. Kompozycje
czasem bywają jednak niepotrzebnie zbyt rozbudowane. Zdarza się, że
utwór przygotowany jest typowo pod występy na żywo („The Red and The
Black”) z wszelkimi chórami w których powinna uczestniczyć publiczność –
i w tenże sposób patent zostaje powtórzony. Może i trochę zabrakło tu
umiaru. Ale o ile w przypadku poprzedniej płyty dłuższe formy po prostu
nużyły – tak tym razem mamy do czynienia z utworami porządnymi
(przyrównałbym wielokrotnie klimat do „The Reincarnation of Benjamin
Breeg”). Parę refrenów „od strzału” wgryza się w pamięć, co poprzednio
nie było takie oczywiste i mamy od razu swoich faworytów na kolejne
single.
Formuła wydawnictwa na dwóch krążkach użytkownika nośnika fizycznego
nieco frapuje. Właściwie nawet w tym roku nabyłem kilka płyt w ten
sposób wydanych, ale przerwa na zmianę płyty trochę wybija mnie z
klimatu. Jestem jeszcze daleki na razie od zrzucenia płyty do formatu
plików, ale zamierzam przetestować na sobie jakie wrażenie „Book of
Souls” wywiera słuchane „cięgiem”. Forma wydania „książkowego” natomiast
zadowoli fanów. Całość w utwardzonym slipcase, spore ilustracje w
booklecie. Przyjemne wydanie. Aż szkoda, że nikt nie postanowił wydać
tego jako wydawnictwo specjalistyczne z obniżonym VAT ;).
„The Book of Souls” koncepcyjnie oparty na wierzeniach Majów, nie jest
łatwy w odbiorze. Jeśli jednak jesteście fanami formacji – nie
powinniście mieć problemu z przebrnięciem przez obie płyty. Może i
tęsknię za płytami z krótszymi kawałkami zawartymi w winylowym czasie
trwania. może i wolałbym dwa razy częściej nabyć bardziej skondensowany
krążek Maidenów. Może i mam problemy z utrzymaniem koncentracji jeśli
utwór jest rozbudowywany w nieskończoność. Póki co, biorąc pod uwagę
staż zespołu, wiek muzyków i ostatnie problemy zdrowotne wokalisty –
cieszyć się należy, że Żelazna Dziewica raczy nas kolejnym wydawnictwem.
Albumem ze wszechmiar ambitnym. Zespół nie odcina kuponów, nie tworzy
co kilka lat tego samego, nie próbuje robić niczego na wzór swoich
największych (najlepiej sprzedających się) osiągnięć.
I tutaj szacunek.
Konkludując – nie jest to album łatwy, ale moim zdaniem przebija trzy ostatnie. I tak trzymać!
Up The Irons!
Piotr Spyra