IRON MAIDEN – 1990 – No Prayer for the Dying

IRON MAIDEN - No Prayer for the Dying

1. Tailgunner
2. Holy Smoke
3. No Prayer for the Dying
4. Public Enema Number One
5. Fates Warning
6. The Assassin
7. Run Silent Run Deep
8. Hooks in You
9. Bring Your Daughter… to the Slaughter
10. Mother Russia

Rok wydania: 1990
Wydawca: EMI
http://www.ironmaiden.com


Nadeszły ponure lata 90. Iron Maiden wkraczali w nie jako zespół o niezwykłych dokonaniach artystycznych i finansowych. Poprzednia ich płyta ukazała się w 1988 roku i zyskała miano jednej z najlepszych w ich ówczesnej dyskografii. Zresztą wszystkie albumy nagrane z Bruce’em Dickinsonem stały się klasykami heavy metalu, a i dwa pierwsze krążki z Paulem DiAnno mocno namieszały w metalowym światku. Czasy się zmieniały, muzyka się zmieniała, świat się zmieniał. Czy zmienił się zespół Iron Maiden? Jeśli tak, to czy na dobre?

Jeśli wspominamy o zmianach, to na pewno trzeba podkreślić jedną zasadniczą: na stanowisku gitarzysty. Adrian Smith postanowił pożegnać się z zespołem, a jego miejsce zajął Janick Gers, znany do tej pory głównie ze współpracy z Ianem Gillanem. Zagrał również na pierwszej solowej płycie Bruce’a Dickinsona, która ukazała się na początku maja 1990 roku, a więc kilka miesięcy przed „No Prayer For The Dying” (premiera 1 października).

Na krążek trafiło 10 utworów, a więc o dwa więcej niż na poprzednich płytach. Są one krótsze, bardziej zwarte, skondensowane. Jedynie finałowy „Mother Russia” jednoznacznie sili się na podniosłość i rozmach w stylu „Seventh Son Of A Seventh Son”. Trzeba przyznać, że momentami te utwory rzeczywiście wydają się być bardzo podobne, ale „Mother Russia” wpisuje się w nową formułę, jest to piosenka krótsza, prostsza, jednak bynajmniej nie pozbawiona swojego uroku. „No Prayer For The Dying” to płyta bardzo równa, wszystkie utwory prezentują wyrównany poziom, choć niewątpliwie trochę brakuje killerów, jak dotąd bywało, ale słucha się tego z wielką przyjemnością.

Rok 1990 nie należał na pewno do Iron Maiden, jeśli chodzi o heavy metal. Niecały miesiąc przed premierą „NPFTD” ukazało się arcydzieło zatytułowane „Painkiller”, ich rodaków z Judas Priest. W porównaniu do tej płyty album Iron Maiden miał się nijak. Judasi stworzyli dzieło będące kwintesencją nowoczesnego metalowego grania (po dość słabej drugiej połowie lat 80), a Ironi wydawali się być lekko wypaleni, zmęczeni, pozbawieni świeżości, zastali i skostniali.

Nie jest to na pewno wybitne dzieło jak na standardy Iron Maiden, ale z drugiej strony muzycy nie mają się czego wstydzić. Po serii absolutnie znakomitych wydawnictw przyszła chwila stagnacji i słabszej formy. Na pewno przyczyniły się do tego napięcia w samym zespole, zmiana personalna, a także zmieniająca się gwałtownie scena muzyczna.

„NPFTD” to album, który nie odcisnął większego piętna na muzyce metalowej, ale słucha się go z przyjemnością, choć czasem można odczuwać tęsknotę za dreszczykiem emocji, który towarzyszył nam przy okazji słuchania kilku poprzednich płyt. Z perspektywy czasu to zapewne jeden ze słabszych krążków Iron Maiden, ale nie schodzi poniżej pewnego przyzwoitego poziomu, do którego nas ten znakomity zespół przyzwyczaił.

7/10

Arkadiusz Cieślak

Dodaj komentarz