IRON MAIDEN – 1982 – The Number of The Beast

Iron Maiden - The Number of The Beast

1. Invaders
2. Children Of The Damned
3. The Prisoner
4. 22 Acacia Avenue
5. The number Of The beast
6. Run To The Hills
7. Gangland
8. Hallowed Be Thy Name


Rok wydania: 1982
Wydawca: EMI
http://ironmaiden.com



„Czasami człowiek musi inaczej się udusi”… Już od kilku tygodni chodziły za mną myśli dotyczące ponadczasowego dzieła i chyba najbardziej kultowego albumu IRON MAIDEN – The Number of The Beast”. Mam zatem okazję, by myśli te wylać do pliku tekstowego.
Zastanawiałem się, czy roztaczać historię, grupy (którą jak się później okaże wszyscy zainteresowani znają), czy też opisywać zmiany składu poczynione przed nagraniem płyty. Czy też inspiracje do których przyznają się członkowie zespołu. A może mój pierwszy kontakt z płytą, za czasów kasetowych…

Cóż, a może po prostu przejdę do konkretów.
Bruce Dickinson wniósł nową jakość do zespołu, to pewnik. Grupa już wcześniej mierzyła się z historiami inspirowanymi historią, polityką, czy literaturą… tym razem skomponowali kilka świetnych kawałków, po których sama nazwa grupy gwarantowała muzykę bezkompromisową acz ambitną.
No i tak, mamy kultowy album. Od genialnego zestawienia, tytuł, okładka, po tematykę tekstów i oczywiście muzykę.
10/10, czy to w chwili poznania płyty, czy też dekadę, dwie… po jej wydaniu, po jej poznaniu.

Ale tak po prawdzie najczęściej obejmujemy nasze odczucia wobec albumu jako całość…Rzadko rozbieramy krążek na części… a już najrzadziej przyznajemy się do tego że niektóre z utworów lubimy mniej…
Oprócz ponadczasowych hymnów jak „Children of The Damned”, czy „Hallowed be thy name”, utworu tytułowego, rewelacyjnych melodyjnych „The Prisoner”, „Run To The Hills” album zawiera również prostsze heavy metalowe kawałki jak „Invaders” czy „Gangland”, które są… słabsze. Dobre. Może i bardzo dobre, ale od reszty po prostu odstają, jakby były pozostałościami poprzedniej epoki w historii zespołu… a może to swoisty pomost? Tak, w ten sposób lubię o nich myśleć. Utwór „22 Acacia Avenue” postawiłbym na pograniczu dwóch ostatnich kategorii. I miewam przesłuchania płyty kiedy zaliczę go do faworytów… innym razem wydaje mi się nieco zbyt humorystyczny.

Tak czy inaczej. W przypadku płyty tak wybitnej nawet „gorsze” kawałki trzymają ponad-przyzwoity poziom. A płyta jako całość jest rzeczywiście rewelacyjna.
Nie sposób również przecenić jej wartości jaką przedstawiała w momencie wydania i wpływu jaki taki sposób pisania albumów heavy metalowych Iron Maiden wywarł na całą scenę.

Dla mnie… wciąż jeden z najlepszych albumów wszechczasów.

Piotr Spyra

Dodaj komentarz