IQ – 2009 – Frequency

IQ - Frequency

1. Frequency (8:29)
2. Life support (6:28)
3. Stronger than friction (10:32)
4. One fatal mistake (4:54)
5. Ryker skies (9:45)
6. The province (13:43)
7. Closer (8:11)

Rok wydania: 2009
wydawca: Inside Out Records


Długie pięć lat przyszło nam czekać na kolejny album, jednej z ikon neo progresywnego rocka, grupy IQ. Fani z niepokojem obserwowali rozwój wypadków (między innymi odwołany koncert w naszym kraju), a na domiar złego z grupą postanowił rozstać się Martin Orford. Ta informacja dla wielu osób musiała być dość szokująca, w końcu kto jak nie Martin, w ogromnej mierze stanowił o sile zespołu? Pozostali muzycy nie poddali się jednak i po zwerbowaniu w swe szeregi Martina Westwortha uraczyli nas krążkiem „Frequency”.

Od razu wszystkich uspokoję – jest dobrze, ba, nawet bardzo dobrze! Już otwierający płytę utwór tytułowy zwiastuje dźwiękową ucztę dla wszystkich fanów tego rodzaju grania. W moim odczuciu to jedna z najlepszych kompozycji, jakie ten zespół kiedykolwiek nagrał. Pojawiają się tu dość ciężkie gitary, by po chwili ustąpić delikatnemu klimatowi, który prowadzi słuchacza do genialnego gitarowego solo. W części, którą możemy nazwać refrenem nie można nie zwrócić uwagi na genialne partie basu, za które odpowiedzialny jest, jak zawsze, niezrównany John Jowitt. To prawdziwy majstersztyk, z odrobiną melancholii i patosu a’la IQ. Ledwie dochodzimy do siebie po tak genialnym otwarciu, a już otrzymujemy kolejne uderzenie, w postaci „Life suport”. Mamy tu świetne otwarcie z nastrojowym wstępem opartym o dźwięki pianina. Dużo tu partii instrumentalnych (pojawia się kolejne wyśmienite gitarowe solo) a zakończenie wywołuje ciarki. Kolejne, „Stronger than friction” oraz „One fatal Mistake”, stanowią niejako całość, płynnie w siebie przechodząc. To stare, dobre IQ, z ciekawą melodią i kolejnym nieziemskim gitarowym solem (pod koniec „Stronger than friction”). „Ryker skies” to utwór pełen emocji i pomimo delikatnego początku, po chwili pojawia się dość mocna perkusja i gitary. Zespół poeksperymentował trochę i obok nieco kosmicznych klawiszowych podkładów znalazło się też miejsce na nieco przesterowany głos Nichollsa. Muzycy jednak nie zdradzili swojego stylu, to wciąż IQ w pełnej krasie. Piękny, delikatny wstęp do trzynastominutowego kolosa, jakim jest „The province” jeszcze nie zapowiada tego co tu się będzie działo… a dzieje się, oj dzieje. Niesamowite wrażenie sprawia fragment z galopującą perkusją i następujące po nim podniosłe partie klawiszy przywodzące na myśl filmy fantasy. Płytę zamyka dość lekki i zwiewny „Closer”. Pojawiają się akustyczne gitary, a mniej więcej w połowie utworu mamy sporo patetyzmu i podniosłego klimatu.

IQ powróciło w zadziwiająco dobrej formie. Frequency to album, który powinien zaspokoić oczekiwania fanów. Ja się nie zawiodłem i choć brakuje mi tu nieco mocy i rockowego ognia to jest to mocny kandydat do wysokich lokat w tegorocznych podsumowaniach. Czy czuć brak Orforda? Ortodoksi pewnie powiedzą, ze tak, ja uważam, ze zespół wraz z odejściem Martina nic nie stracił na swej szlachetności…

8,7/10

Piotr Michalski

Dodaj komentarz