IQ – 1987 – Nomzamo

IQ - Nomzamo

1. No Love Lost (6:02)
2. Promises (As The Years Go By) (4:34)
3. Nomzamo (7:00)
4. Still Life (5:57)
5. Passing Strangers (3:47)
6. Human Nature (9:41)
7. Screaming (4:07)
8. Common Ground (6:59)

Rok wydania: 1987
Wydawca: GEP


Zwolennicy neo-progresywnych brzmień chyba z niecierpliwością wyczekują nowego krążka IQ. Ja również należę do tego grona i aby wypełnić to oczekiwanie sięgnąłem po wcześniejszą płytę tego zespołu, do to płytę z okresu najbardziej kontrowersyjnego w ich muzycznej karierze. Prawdę mówiąc zrobiłem to z premedytacją.
Zespół IQ znalazł się bowiem znów na rozdrożu swojej muzycznej kariery. Wtedy w latach osiemdziesiątych a dokładnie w 1987 (gdy ukazał się album „Nomzamo”), wiązało się to ze zmianą wokalisty. Peter Nicholls opuścił szeregi IQ, a jego miejsce zajął Paul Menel, co wiązało się z pewną komercjalizacją ich muzyki.
Tym razem z ekipą IQ rozstał się również główny trzon tego zespołu jakim był niewątpliwie Martin Orford. Na nowej płycie miejsce za klawiszami zajmie Mark Westworth. Jestem ciekawy czy odbije się to na muzycy zespołu jak wówczas w latach osiemdziesiątych.

Pamiętam tamten okres, kiedy po tak świetnych albumach jak: „Tales From The Lush Attic'(1983) i „The Wake”(1985) nadeszła era „Nomzamo”(1987).
Byłem wtedy wciekły: jak jakiś „Menel”, mógł zająć miejsce tak świetnie sprawdzającego się Nichollsa? Jak taki zespół jak IQ mógł niczym Judasz pokusić się o zdradę swoich muzycznych ideałów!
Było się młodym i dosyć impulsywnie reagowało na takie kwestie. Dzisiaj po latach, sięgając po tą płytę, na chłodno, stwierdzam, że nie była ona wcale zła, i dzisiaj, po latach całkiem przyjemnie się ją odbiera.
Z pewnością ma na to wpływ fakt, że słowo komercja nabrało dzisiaj trochę innego znaczenia, tamta komercja jest prostu niczym w porównaniu do dzisiejszej „megakomercji”, która zdominowała rynek muzyczny. W podobny sposób chwasty potrafią zdusić autentyczne piękno nielicznych polnych kwiatów.
Niestety współczesna społeczeństwo preferuje w większości, bezduszne, bezbarwne chwasty, mając za nic bogactwo pięknej roślinności.
Wracając do sedna sprawy, a mianowicie do płyty „Nomzamo”, muszę stwierdzić po latach, że jest równie pięknym muzycznym kwiatkiem, może nie tak wielobarwnym i pachnącym jak inne w rabatach dyskografii IQ, ale bez wątpienia warto go zerwać i umieścić w swojej prywatnej kolekcji.

Co do zmiany wokalisty, musiałbym po latach go przeprosić i oddać honor Paulowi Menelowi, bowiem spadło z mojej strony wiele cierpkich słów, na które chyba nie zasłużył. Dysponuje on przyjemna barwą głosu, i bez wątpienia umie śpiewać.
Przyjrzyjmy się co zawiera ten wzbudzający do dzisiaj kontrowersje wśród fanów IQ album?
Rozpoczyna się od bardzo przyjemnej, kompozycji w lekko balladowym, rozkołysanym nastroju w colinsowo-genesisowym stylu, noszącej tytuł: „No Love Lost”. Kompozycja naprawdę może się podobać. Następny utwór: „Promises” posiada duże pokłady jakiegoś ciepła i pozytywnej energii, z efektownym zwolnieniem okraszonym pięknym brzmieniem gitary, a na zakończenie utworu, Mike Holmes serwuje nam przepiękne gitarowe solo, porównywalne chociażby do tych jakie możemy usłyszeć na wczesnych płytach Marillion. Następny utwór to tytułowe „Nomazamo”, zaczyna się od dźwięku imitujących jakieś egzotyczne instrumenty perkusyjne, tworzą specyficzny klimat jakbyśmy znaleźli się gdzieś w amazońskiej dżungli, delikatny śpiew Menela, któremu akompaniują klawiszowe motywy grane przez Martin Orford, tutaj kojarzą się również ze stylem Tony Banksa. Ta tytułowa kompozycja należy do najbardziej rozbudowanych, siedem minut zgrabnej, ciekawej muzyki. Następnie mamy znowu małą perełkę w postaci przepięknej ballady – „Still Life”, delikatny wokal Menela idealnie współgrą tutaj z ciepłymi saksofonowymi akcentami, utwór należy do tych które najlepiej słucha się w blasku zapalonej świecy, szkoda że trwa tylko 6 minut, chciało by się więcej.
Kolejna kompozycja: „Passing Strangers” może się jeszcze podobać, dzięki łamańcom językowym w refrenie znów upodabnia ją do genesisowego „Misunderstanding”.
Kolejna najdłuższa 9- cio minutowa „Human Nature” chociaż niczym specjalnym się nie wyróżnia, ale najbardziej chyba nawiązuje do wcześniejszego oblicza IQ, takiego jaki możemy usłyszeć na debiutanckich płytach zespołu.
Klimat albumu burzy niestety kolejny utwory: „Screaming”, okazuje się że akurat ten utwór do dnia dzisiejszego jest dla mnie niestrawny słuchając albumu najlepiej go po prostu pominąć. Kończący album „Common Ground” na szczęście niezwykle skutecznie zaciera nieciekawe wrażenie po poprzedniej kompozycji, jest to również przepiękna oniryczna, trochę nostalgiczna ballada, z pewnym symfonicznym zacięciem, i pompatyczną końcówką.
Mamy jeszcze trzy utwory bonusowe: spokojny, balladowy „Colourflow”, w którym Menelowi towarzyszy niezwykle intrygujący damski wokal, w utworze pojawia się też dźwięki saksofonu oraz klarnetu. Jakby na bis, na dokładkę otrzymujemy jeszcze akustyczna wersję pierwszego utworu z tej płyty: „No Love Lost”, oraz koncertową kompozycję – „Common Ground” a więc tą która wieńczy podstawową wersje albumu.

Kontynuacją właśnie takiej artystycznej drogi, preferującą nieco „lżejszą” odmianę art-roka, był kolejny album IQ: „A You Sitting Confortably ?”(1983).
Ta bardziej komercyjna droga była jednak krótka, po tej właśnie płycie zespół zniknął z rynku muzycznego na długie lata, by odrodzić się w 1993r. przepiękną płytą „Ever”, już z Peterem Nichollsem na pokładzie.
Jaką muzyczna droga podąży zespół bez Martina Orforda? Dowiemy się niebawem.

7,5/10

Marek Toma

Dodaj komentarz