1. God is The Dog
2. Emotions of Men
3. Glimpse
4. Half Changed Again
5. Black Sunshine
6. From The Film of The Same Name
7. Secrets Reflected
8. Another Tree Will Grow
Rok wydania: 1971
Wydawca: Neon Records
Istnieli zaledwie trzy lata, nagrali tylko jeden album. Ale za to
JAKI… Naprawdę wielka szkoda, że kwartetowi z Coventry nie było dane
wypłynąć na szerokie wody.
Na początku lat 70 konkurencja w rocku była ogromna, świetne płyty
pojawiały się jak grzyby po deszczu, nic więc dziwnego, że Indian Summer
przegrali rywalizację o kontrakt płytowy z samym Black Sabbath.
Wylądowali w końcu w niewielkiej wytwórni Neon Records i dla niej
właśnie nagrali ten album, któremu za tytuł posłużyła nazwa grupy.
„Indian Summer” to absolutny kanon progresywnego rocka. Długie,
rozbudowane kompozycje, w których dominują partie instrumentów
klawiszowych i gitary. W sumie standard w tamtych czasach, ale jak te
utwory są zbudowane! Otwierający płytę „God Is The Dog” to prawdziwy
majstersztyk. Chwytliwy motyw przewodni, podniosły nastrój i
charakterystyczny śpiew Boba Jacksona. „Glimpse” (tutaj popis gry na
gitarze daje Colin Williams) i „Half Changed Again” rzucają na kolana
strukturą kompozycji, mnogością pomysłów i biegłością instrumentalistów.
No i ten przepiękny, majestatyczny finał w postaci „Another Tree Will
Grow”. Zresztą… każdy z utworów zawartych na tym albumie to małe
arcydzieło. Nie ma sensu tworzenie elaboratów, „Indian Summer” po prostu
trzeba posłuchać.
Trudno dziś spekulować jak wyglądałaby druga płyta „Babiego Lata”. Być
może wszystko co mieli do powiedzenia zawarli w tych ośmiu kompozycjach?
A być może daliby słuchaczom jeszcze kilka takich muzycznych perełek?
Niestety, w 1972 roku kwartet rozpadł się na skutek komercyjnej klapy
trasy koncertowej. Można zrozumieć powody decyzji o zakończeniu kariery,
mimo wszystko szkoda jednak, że zabrakło Anglikom determinacji, którą
mieli na przykład ich rodacy z Genesis. Przecież wczesne lata
działalności legendy rocka też stały pod znakiem dokładania do interesu i
tylko dzięki anielskiej cierpliwości szefów wytwórni Charisma muzycy
zawdzięczali to, że mogli nagrywać kolejne płyty, mimo kiepskich wyników
sprzedaży. Jak dalej potoczyły się ich losy – wiemy doskonale…
Muzycy Indian Summer nie zawojowali muzycznego rynku także poza
macierzystym zespołem. Na pocieszenie pozostało im to, że oryginalne
analogowe wydanie ich jedynego dzieła stało się po latach prawdziwym
rarytasem kolekcjonerskim i zaczęło osiągać zawrotne ceny na giełdach
płytowych. Również reedycja kompaktowa sprzedawała się znakomicie wśród
fanów klasycznego rocka… Cóż, better late than never, jak mawiają
Anglicy…
10/10
Robert Dłucik