IN THIS MOMENT – 2014 – Black Widow

In This Moment - Black Widow

1. The Infection 1:49
2. Sex Metal Barbie 4:22
3. Big Bad Wolf 5:12
4. Dirty Pretty 4:07
5. Black Widow 4:58
6. Sexual Hallucination (featuring Brent Smith of Shinedown) 6:18
7. Sick Like Me 5:00
8. Bloody Creature Poster Girl 4:20
9. The Fighter 4:52
10. Bones 4:30
11. Natural Born Sinner 5:09
12. Into the Darkness 2:52
13. Out of Hell 6:34

Rok wydania: 2014
Wydawca: Atlantic Records
http://www.inthismomentofficial.com/


Nie znałem poprzednich płyt In This Moment. Moja wiedza na temat tej kapeli ograniczała się do znajomości nazwy i świadomości że przewodzi im wokalistka. Okazjonalnie omiotłem uchem singiel czy okiem klip… nie przykuło to nigdy mojej uwagi na dłużej.
Chciałbym stwierdzić, że po nowy album sięgnąłem za sprawą przesłanek artystycznych… Uczciwym jednak będzie przyznanie, że zespół uzyskał planowany efekt kontrowersyjnymi klipami i chorymi tekstami… Sprawiły one, że spodobała mi się nowoczesna, ale ciężka i mocna muzyka tworzona przez Amerykanów.

Zaczyna się psychodelicznym intro, następnie otrzymujemy pełne nisko zestrojonych gitar, przesterowanych wokali i elektronicznych efektów utwory, które miażdżą odbiorcę. Mamy tu przekroczone wiele granic przyzwoitości i to zarówno za sprawą seksualnego napięcia w tekstach, deklamacjach i intonacjach, jak i przekroczenia barier muzycznych. Przyrównałbym efekt jaki na mnie wywarli do tego jakim ciosem był dla mnie „Path of Totality” Korn… Nie mogłem się długo od niego uwolnić – i podobnie jest z „Black Widow”.
Mam pewne zarzuty do krążka jako całości. Przyznam, że wstępy i sample, które od połowy płyty pojawiają się w większości tracków uważam za zbędne. Owszem, przyczyniają się do klimatu całokształtu… ja jednakże wolę kiedy wrażenie wywiera na mnie sama muzyka.
Obiektywnie trzeba stwierdzić też, że album nie trzyma poziomu do końca. Po kilku GENIALNYCH kawałkach (melodyjnie, rytmicznie, klimatycznie), otrzymujemy końcówkę, z której jakby spuszczono powietrze… Tam postawiono na klimat… może i jeszcze bardziej chory i szokujący – niczym thriller psychologiczny… Ale muzycznie jest znacznie spokojniej.
Warto zwrócić uwagę szczególnie na „Sexual Hallucination” z gościnnym udziałem Brenta Smitha (klimat wypisz – wymaluj 30STM), singlowy „Sick like me”… a nawet spokojniejsze „Fighter”… i kiedy wymieniłem je podczas pisania tego tekstu… z głośników sączy się kapitalny „Bones”, postanowiłem zaniechać wypunktowania kolejnych tytułów.
Do moich faworytów zaliczyłbym pewnie z połowę, a może nawet 80% albumu. Problemem jest to, że końcówka odstaje od reszty muzycznie, klimatycznie… aczkolwiek przyznać należy, że akcentuje koncept albumu. Widzę sens tych utworów, ale jako pojedyncze tracki ostatnie dwa kawałki regularnej plejlisty nie mają startu do reszty, bywa że je mijam.

Moi znajomi, którzy sympatyzowali z zespołem przy okazji poprzednich produkcji, są nową płytą zawiedzeni. Ja jestem zachwycony. Podobno złapałem się w komercyjną pułapkę kontrowersji… Może. Nie żałuję. Taką komercję to ja rozumiem. Album jest szokujący, potrafi zarówno wzbudzić niepokój jak i złapać za gardło… i gdyby wyciąć z niego wstępniaki i dwa ostatnie kawałki dałbym komplet punktów… Chociaż coraz bardziej przekonuje mnie jako całość.

7,5/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz