1. In Plain View
2. Everything’s Gone
3. Paralyzed
4. Through Oblivion
5. With Eyes Wide Open
6. Siren Charms
7. When the World Explodes
8. Rusted Nail
9. Dead Eyes
10. Monsters in the Ballroom
11. Filtered Truth
Rok wydania: 2014
Wydawca: Sony Music
http://www.inflames.com/
„Siren Charms” to już jedenasty album w dyskografii szwedzkiego In
Flames. Jest to też druga płyta bez Jespera Strömblada, założyciela i
głównego kompozytora zespołu od początku jego istnienia. W latach
dziewięćdziesiątych In Flames był jednym z prekursorów i głównych
przedstawicieli szwedzkiej odmiany melodyjnego death metalu. Niestety
dziś pozostał już tylko cień dawnej świetności tej grupy.
Album został nagrany w Berlinie, w słynnym Hansa Tonstudio. Nagrywali
tam niegdyś tak znani artyści jak Dawid Bowie, Iggy Pop czy U2. Nie wiem
jednak po co było wynajmować aż takie studio, ponieważ brzmienie
zespołu wcale na tym nie zyskało. Album brzmi płasko i nieciekawie, a
pozbawiony czadu zespół przypomina raczej jakiś okrojony Disturbed albo
Linkin Park, a nie rasową metalową kapelę. Ale może właśnie o to Szwedom
chodziło? Muzyka z tego krążka nie ma bowiem niczego wspólnego z death
metalem. Przypomina raczej jakiś new rock plus wanna-be-metal.
Odejście od growlu (który zawsze uważałem za ślepą uliczkę w historii
muzyki) można zaliczyć zespołowi na plus, ale jest i druga strona
medalu. Zabieg ten odsłonił bowiem marność wokalisty. Anders Friden
prezentuje tutaj dość płaczliwy sposób śpiewania, a jego głosowi brakuje
mocy, która byłaby w stanie ponieść kolejne kompozycje. Na domiar
złego, świadomy swych słabości wokalista wcale nie zamierza poprawić się
w przyszłości. „Nie zamierzam być najlepszym wokalistą na świecie” – powiedział w wywiadzie dla magazynu Rockbook – „Ale
czuję, że mam unikalny styl, który należy tylko do mnie, który potrafię
kontrolować i robię to świetnie. W programach typu American Idol pewnie
bym sobie nie poradził, ale tam chcą tylko ludzi, którzy są perfekcyjni
i wspaniali, a dla mnie bycie perfekcyjnym i wspaniałym jest nudne.”
Skoro do doskonałości nie dąży wokalista to może robią to pozostali
muzycy In Flames? Niestety nie – album jest raczej słaby kompozycyjnie.
Same pomysły muzyczne nie są złe, mają kilka ciekawych motywów, ale nie
układa się to wszystko w jedną dobrą kompozycję. Jest to taka mieszanka
różnych klocków, które nie tworzą jednolitej całości. Może to dlatego,
że te kompozycje nie były ukończone przed wejściem do studia nagrań? „Mieliśmy
parę riffów, parę pomysłów i parę piosenek mniej więcej skończonych, na
tym polegał ten eskperyment, to jest to piękno bycia w studio, że nie
wiesz co ci się uda osiągnąć” – opowiada basista Peter Iwers w wywiadzie dla Metalpaths – „Nie wchodzimy do studia mając 11 skończonych piosenek. W studio jednocześnie je piszemy i nagrywamy.”
No i niestety wyszło jak wyszło. Mi przypomina to mieszankę późnego In
Flames z dodatkiem Korna, Linkin Park i lekkiej elektroniki. Dodatkowo
niektóre intra zdradzają inspirację starym dobrym Iron Maiden. Wstępy do
„With Eyes Wide Open”, „Siren Charms” czy „Rusted Nail” mogłyby się
znaleźć na niektorych płytach brytyjskiej legendy heavy metalu. Niestety
te introdukcje kończą się zbyt szybko, zanim zdążą wytworzyć jakiś
klimat, a potem ustępują miejsca topornemu riffowi lub też płaczliwemu
wokalowi i cały czar pryska. Album jest dość melodyjny, ale są to w
większości melodie, które jednym uchem wpadają, a drugim wypadają. Nie
ma się niestety na czym zatrzymać na dłużej.
Ten album nie jest całkiem zły. Niestety nie jest też dobry. A co jest
pośrodku? Przeciętność. I taka jest też ocena. No może z małym plusem z
sentymentu 🙂
6/10
Jarek Z