1. Jotun (3:53)
2. Food for the Gods (4:21)
3. Gyroscope (3:26)
4. Dialogue with the Stars (3:00)
5. The Hive (4:03)
6. Jester Script Transfigured (5:46)
7. Morphing Into Primal (3:05)
8. World Within the Margin (5:06)
9. Episode 666 (3:45)
10. Everything Counts (3:17)
11. Whoracle (2:44)
Rok wydania: 1997
Wydawnictwo: Nuclear Blast
http://www.inflames.com/
Część II
Tworzenie legendy
Przyszedł rok 1997, pod wieloma względami absolutnie przełomowy dla
ekipy Strömblada. Drugi gitarzysta i basista In Flames (kolejno:
Ljungström i Larsson) zapowiedzieli, że następny album będzie ostatnim z
ich udziałem, po jego nagraniu opuszczą szeregi zespołu, Björn Gelotte,
dotychczasowy perkusista, coraz bardziej ostrzył sobie ząbki na zmianę
miejsca na scenie, w studiu pchał się bardziej w stronę gitar, ktoś
poszedł po rozum do głowy i popracował nad nowym logiem grupy, a na
świecie premierę miał Tekken 3, który, do spółki z piwem, ponoć o wiele
bardziej zajmował In Flames niż praca nad następnym dziełem. W końcu
jednak trzeba było postawić ten krok. Rewolucyjny „The Jester Race”
doczekał się następcy.
„Whoracle” to kontaminacja, efekt połączenia słów „whore” (kurwa) i
„oracle” (wyrocznia), tytuł – sam przyznasz, Czytelniku – wyjątkowo
chwytliwy. Przy tłumaczeniu zawartości lirycznej trzeciego krążka znów
pomagał Niklas Sundin z Dark Tranquillity i było to z pewnością zadanie
na większą skalę, bowiem „Kurwocznia” (nie mogłem się powstrzymać) jest
albumem konceptualnym. Omawia historię Ziemi, od jej początków i
narodzin człowieka, po hipotetyczny, tragiczny dla naszego gatunku
finał. Idealnym podsumowaniem okazał się utwór Depeche Mode, „Everything
Counts”, który tutaj skowerowano – ludzie, po stworzeniu od fundamentów
społeczeństwa i doprowadzeniu do jego ruiny, uświadamiają sobie, jak
wielkim błędami były sposób i cel ich życia. Gdy na jakikolwiek ratunek
jest już, rzecz jasna, za późno.
Muzycznie jest to wydawnictwo nierówne, rzeczy genialne mieszają się z
utworami zaledwie przyzwoitymi. Co zawsze stanowiło dla mnie zresztą
problem, bowiem wielokrotnie spotkałem się z opinią, jakoby był to
najdoskonalszy twór In Flames, diamentowe dzieło złotej epoki Szwedów. I
owszem, znajdziemy tutaj przepiękne, rozhulane „Gyroscope” z rytmem
zakorzenionym w północnym folku, wieloczęściową solówkę „The Hive”,
która w kulminacyjnym momencie przyprawia o zawrót głowy, kultowe
„Episode 666”, świetny cover Depeszów lub poruszające instrumentalki (w
liczbie dwóch: „Dialogue With the Stars” i „Whoracle”), ale są i
kompozycje, którym, zwłaszcza w porównaniu do „The Jester Race”, czegoś
brakuje. Nie złe, broń Boże, po prostu mniej atrakcyjne. „Food for the
Gods” na przykład, albo bezduszne „Morphing Into Primal”. Ot, zapychają
przestrzeń. I nawet teraz, gdy albumu słuchałem dziesiątki razy, wciąż
nie potrafiłbym za wiele na ich temat napisać.
Niemniej „Whoracle” zachowuje wszystkie elementy świeżo zdefiniowanego
gatunku. Mamy rozbudowane, bliskie solówkom riffy, akustyczne wtrętki
(„Jester Script Transfigured”), kilka świetnych wyczynów solowych (choć
zdecydowanie mniej niż na poprzednim albumie), a nawet, wciąż rzadkie,
klawisze, których monumentalność zamienia „Worlds Within the Margin” ze
zwykłego kawałka w wolniejszym tempie w tajemnicze misterium. Głos
Fridena uległ delikatnym zmianom, nie jest już tak niski i brzmi
zdecydowanie najbardziej demonicznie w całej dyskografii In Flames (i
nie zapominam tutaj o żabim rzekocie z „Rerout to Remain”). O stronie
technicznej nie potrafiłbym napisać nawet jednego złego słowa – to wciąż
górna półka i produkcja nawet dzisiaj, na wyszukanym sprzęcie,
zadowala. Tylko z basem jakoś inaczej. Słychać go!
Nie zgodzam się jednak ze wspomnianymi wcześniej, huraoptymistycznymi
opiniami. „Whoracle” uważam za najmniej atrakcyjny album In Flames z tej
złotej, czysto melodeathowej epoki. Oczywiście nie oznacza to, że jest
słaby lub nawet przeciętny, bowiem zasługuje na ocenę w granicach
wyższej skali. Gdyby tak jednak wystawić go na wspólny ring z „The
Jester Race” lub następnymi w historii zespołu „Colony” bądź „Clayman”,
jestem przekonany, że dostałby przynajmniej kilka kuksańców od
doskonalszych formą kolegów. Zbyt wiele musiało być tych sesji w
Tekkena.
7/10
Adam Piechota