1. The Journey
2. Without Mercy
3. The Son of the Gloomy Truth
4. To the Christians
5. The Ultimate Sacrifice
6. Always Lonely
7. Without Mercy*
8. Without Mercy (special edition)*
9. The Journey*
* Bonus Reh 1996
Rok wydania: 2015
Wydawca: Witching Hour Productions
Holy Death – zespół dla niektórych zupełnie nieznany, przez innych
niestety zapomniany, lecz w pamięci wielu to nazwa nadal żywa, a nawet
uznawana wręcz za kultową. Grupa uważana za legendę polskiego black
metalu, niestety nie cieszyła się ogromną popularnością i nie otaczał
jej szczególny nimb chwały, a szkoda, bo jej twórczość jest naprawdę
warta poznania. Na domiar złego, już nie istnieje, ale wciąż pozostała
spora grupa oddanych fanów.
„Triumph of Evil?” z 2015 roku to nie jest to nowe wydawnictwo, lecz
reedycja materiału z 1996 roku. Pierwotnie ukazał się nakładem
norweskiej wytworni Head Not Found, delikatne mówiąc, w niezbyt
przyjemnych okolicznościach – niestarannie, z błędami i nie po myśli
samego zespołu, który miała w tzw. „głębokim poważaniu”.
Samą nazwą „Triumph Of Evil?” przywołuje na myśl „Triumph of Death”
Hellhammera. Czy słusznie czy nie, to już inna kwestia. Pewnym jest, że
oprócz nazewnictwa, niewielkie, podobieństwo do albumu Szwajcarów jest
zauważalne. Chociażby w posępnej i dojmującej atmosferze, jak i w
surowym brzmieniu kompozycji, które w przypadku Holy Death swą estetyką
hołdują również innym klasykom black metalu. Słuchając „Triumph Of
Evil?”, myśli luźno i nieskrępowanie biegną także ku takim tuzom jak
Celtic Frost, Samael z czasów ”Whorship Him”, a przede wszystkim ku
Bathory i jego „Blood Fire Death”. Wpływy tego ostatniego czuć tu chyba
najbardziej i do niego najłatwiej porównać opisywany album. Podobna
stylistyka, pogański klimat i ten sam urok starego, nieśpiesznego black
metalu. Nikt tu bowiem się z nikim nie ściga, nie bije żadnych rekordów
prędkości czy ilości uderzeń. Siarczysty wokal, wspomagany czasem
kobiecym głosem, też nie wzbija się bez sensu na wyżyny ekstremalności,
lecz ku uciesze słuchacza w sposób idealny dostosowuje się do charakteru
danego utworu. Obecne na płycie klawisze nie nachalnie dopełniają
dopracowane kompozycje. Stosowane są bardzo rozważnie i w ilości
adekwatnej do nastroju danej kompozycji, podkreślając dodatkowo ich
złowieszczy wydźwięk, co zdecydowanie przekłada się na dużą przyjemność
słuchania. Krótko mówiąc (pisząc) – wszystko jest tak jak trzeba. Na
„Triumph of Evil?” nie ma również niepotrzebnych przestrojów ani
dłużyzn, zaś sama płyta bynajmniej nie sprawia wrażenia posiekanej na
poszczególne utwory, których oferuje dość szerokie spektrum. Począwszy
od wściekłego otwarcia pod nazwą „The Journey” przez monumentalny i
pulsujący transowym riffem „Without Mercy”, aż po powolne i utrzymane
omalże w doom-owym stylu „Always Lonely”. Epicki wręcz wydźwięk
niektórych z nich, odpowiednie (przeważnie wolne) tempo kompozycji
spowitych złowrogą aurą, sprawiają, że muzyka po prostu płynnie i gęsto
sączy się przez 45minut. Po nich przewidziany jest krótki bonus w
postaci nie publikowanych wcześniej nagrań z 1996 roku.
Bez wątpienia „Triumph of Evil?” to wydawnictwo, przy którym należy się
zatrzymać, a przyjemność z jego słuchania będzie ogromna. Trzeba też
przyznać, że mimo upływu wielu już lat, czas obszedł się z nim nader
łaskawie. Wciąż brzmi ciekawie i intrygująco.
8/10
Robert Cisło