1. Out of the darkness (15:30)
2. Reflections of life (6:00)
3. Under a rainbow sky (6:10)
4. Road of many challenges (10:05)
5. Like a miracle (9:02)
6. Watching the sun go down (6:10)
7. Another Friday night (9:15)
8. The last horizon (4:28)
Rok wydania: 2007
Wydawca: Caerllysi Music
Rzadko mamy okazję obcować z progresywnymi a nawet wszelkimi innymi dźwiękami zza naszej wschodniej granicy, Hoogwosh stanowią bowiem muzycy pochodzący z Ukrainy.
Po pierwszym zetknięciu z ich muzyką poprzez internetowe progresywne radio Morow, postanowiłem zainteresować się co to za band i jakże wielkie było moje zdziwienie kiedy odkryłem że to zespół z Ukrainy.
Płyta na pewno przypadnie do gustu zwolennikom wczesnego Marillion, IQ, Aragona, Red Sand, Pendaragona, ale zwłaszcza Camela. Ileż na tej płycie ciepła i liryzmu!!! Fajne klawiszowe pasaże przeplatane są przepięknymi solówkami w których przebrzmiewają Latimerowskie i Hackettowe echa. Brzmienie na płycie wzbogacają instrumenty dęte: flety, oboje. Do tego świetne łagodne i ciepłe wokale. Czy takiej muzyki będzie nam dane słuchać w raju ?
Utwór pierwszy- Out Of The Darkness to 15-to minutowa minisuita o przepięknym bajkowym klimacie. W środku urtworu subtelne wyciszenie i pobrzmiewają akustyczne gitary, wzbogacone dżwiękiem instrumentów smyczkowych co dodaje głębi brzmieniu.
W utworze Reflection Of Life słyszymy dźwięki fletu które przywodzą skojarzenia z naszym rodzimym Quidam z Emilką Derkowską w składzie, podobny ciepły klimat jak na Snach aniołów.
Kolejny, Under a Rainbow Sky to naprawdę tęczowy numer, tytuł oddaje całkowicie klimat w nim panujący. Następny, Road Of Many Challenges, to już kompletnie camelowy kawałek, te płaczące solówki, jeżeli słyszeliście utwór Ice Camela będziecie wiedzieć o co chodzi. Utwór Like a Miracle zaczyna się z lekka jazzującymi organami hamonda po czym znowu pobrzmiewa camelowa aura. Następny – Watching The Sun Go Down to przeurocza mieszanka Camela z solowym Hackettem z przeswspaniałej płyty Darktown. Pełen uroku jest również utwór Another Friday Night z takim muzycznym motywem który wgryza się w człowieka do tego stopniaże nie można się uwolnić, i ostatni przepiękny The Last Horizon kontynuoacja poprzedniego w którym wraca wspomniany wcześniej motyw muzyczny zamykając ten znakomity album. Płyta jest dosyć długa bo trwa prawie 67 minut, nie macie pojęcia jak szybko zleci wam czas spędzony z nią..
Pastelowa okładka a na niej tęcza i dwie sylwetki ojciec i syn wpatrzeni w bezkresną morska dal, doskonale oddaje klimat tego albumu, albumu pełnego ciepła, albumu pastelowego, tęczowego, pełnego przestrzeni i piękna.
Naprawdę warto sięgnąć po tą płytę, jeżeli znajdujecie w sobie właśnie takie pokłady wrażliwości muzycznej gorąco polecam!!!
Płyta mnie oczarowała i zawładnęła mną całkowicie. Po takiej recenzji nie wypada mi nie postawić 10
10/10
Marek Toma