1. Vanitas (3:18)
2. Umieraj stąd (3:44)
3. Faza delta (4:18)
4. Piersi ćwierć (4:49)
5. Chiński urzędnik państwowy (4:26)
6. Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy! (4:01)
7. Stygnę (5:10)
8. Boję się o nas (5:15)
9. Kto tam? Kto jest w środku? (3:15)
10. Nie więcej… (3:12)
Rok wydania: 2009
Wydawca: QL Music
http://www.myspace.com/heypl
Po premierze „Echosystemu”, fani Nosowskiej (do których, uczciwie
przyznam, było mi wtedy jeszcze wyjątkowo daleko) mogli zacząć się
martwić o przyszłość Hey. Płyta, choć przyjemna, nadała niepokojące
sygnały, czuć w niej było delikatne zmęczenie materiału, brak odpowiedzi
na pytanie: „Co dalej?”. Kaśka odpowiedziała, owszem, ale solo.
Najpierw „UniSexBlues”, odważny kopniak w jaja każdego krytykanta i
wysmakowana „Osiecka”, pokazująca artystkę w nieznanych dotąd rejonach
muzycznych. Przyjęcie znakomite, sprzedaż zaskakująca, więc skoro wiatr
na morzu szumi, może czas poruszyć starą hejowską łajbę i wypełnić
powietrzem te opuszczone żagle.
I wyszedł „MURP” (pisanie tytułu bez skrótu należy do czynów
masochistycznych). Album, którego podtytuł powinien brzmieć „Czyli jak
zmieniłam Hey i nie straciłam głowy”. Bo zmiany są ogromne, wręcz
ryzykowne. Piszę o płycie ponad rok od jej premiery, dlatego nie musimy
zastanawiać się, jak na te nowe Hey zareagują fani, ponieważ ci płytę
pokochali. Nie dziwota zresztą, skoro nawet „osieckowe” trąbki i jazzik
ich nie odstraszyły. Coma może pozazdrościć im takich fanów. Ale wróćmy
do sedna sprawy! Jaka jest i co oferuje „Miłość! Uwaga! Ratunku!
Pomocy!”, poza swoim masochistycznym tytułem?
Drogi Czytelniku, znasz „UniSexBlues”? Jeżeli tak, wyobraź sobie ten
album jako wielki, kopcący w cholerę komin. A teraz wyobraź sobie
wąsatego pana, który podchodzi do wielkiego pokrętła i całą wydolność
tego komina zmniejsza do połowy – to „MURP”. Pozostali nie kumają do
końca? Najnowszy krążek Hey to dzieło bardzo eksperymentalne, bajerujące
z elektroniką niczym wuefista na studniówce. Nikt nie boi się tutaj
zastąpić perkusję komputerowym beatem i skryć gitary za partiami
klawiszy. Usłyszysz wyklaskiwany rytm i bębny w „Boję się o nas”,
komputerowe „pierdzenie” w stylu Muse singlowego „Kto tam? Kto jest w
środku?”, postrockowe gitary w finale „Faza delta”, ale nie musisz się
obawiać, że – wybacz takie porównanie – dostaniesz od tych wszystkich
eksperymentów porządnie w twarz i po pierwszym przesłuchaniu poczujesz
się niczym bohater filmów Davida Lyncha – zmasakrowany, zaskoczony,
bezbronny. Bo takie było „UniSexBlues”, a najnowsze dzieło Hey nie
atakuje z podobną pompą. To bardzo spokojny (na tyle, że Kaśka ani razu
nie „chrypie”) i wysmakowany album. Owszem, szokuje całym tym
nawiązaniem do Radiohead, ale – o ile nie jesteś muzycznym ortodoksem i
przedstawicielem Starej Gwardii – już przy drugim przesłuchaniu
powinieneś dostrzegać wszystkie walory tego wydawnictwa.
Oraz… Wady. Bo ma takowe, więc zejdźmy na ziemię. Refren tytułowego
kawałka wywołuje tak popularny ostatnio „WTF?!” na twarzy, nie
przekonuje mnie także pierwszy na krążku „Vanitas”, który zamiast
zasponsorować nam porządne otwarcie, tuli raczej do spania. Szkoda
także, że „MURP” trwa jedynie czterdzieści jeden minut, bo potencjału
wyczuwam na przynajmniej dziesięć więcej. Pozostawia lekki niedosyt.
Dlatego zmniejszam ocenę o pół oczka.
Ale hej! To naprawdę udany krążek, którym Kasia definitywnie pokazuje,
ile jeszcze ma do powiedzenia. Kto Nosowską ceni, na pewno „Miłość!
Uwaga! Ratunku! Pomocy!” zna od deski do deski. A cała reszta, skoro
lubi znajomości z zespołami zaczynać „od dupy strony” (jak ja!), może
ewentualny atak frontalny na ostatnie dzieło Hey rozważyć.
7,5/10
Adam Piechota