1.Friday Brown
2.Bass Pig
3.Poppy Q
4.Lateshow: A/Midnight Days
5.Lateshow: B/Blindman One
6.Lateshow: C/Poppy Z
7.Lateshow: D/Blindman Two
8.Lateshow: E/Grounded
9.Laughter That Turned to Ice
10.Jazz Monkey
11.Judy on the Drink
12.David Warner Wish List
13.Heartattack
14.Mellow Moods of Malcolm McDowell
15.Dreamers’s Song
16.Teusday Weld
Wydawca: Cyclops
Rok Wydania: 2001
Henry Fool to projekt uboczny muzyków związanych z formacjami takimi
jak No Man, Samuel Smilles i Pendragon. Powstał w zasadzie po to by
przedstawić ich wizje na rock progresywny w XXI wieku. Grupa powstała
zupełnie przypadkowo. Fudge Smith – perkusista Henry Fool
(współpracujący również kiedyś z grupami Pendragon oraz Steve Hackett
Band) grający także w zespole Host któregoś dnia po jednym ze spotkań
grupy doszedł do wniosku, że należałoby pomyśleć o materiale na kolejny
album. Niebawem doszło do spotkania muzyków, na którym pojawiło się
także kilka nowych osób, które chciały również zagrać. Urządzono jam
session. Pomysł tak spodobał się przybyłym, że umówili się na następne
spotkanie za 2 tygodnie. Pojawił się na nim jednak tylko Fudge Smith i
Stephen Bennett z grupy Host oraz Tim Bowness,
Peter Chilvers, Michael Bearpark oraz Myke Clifford. Nie pojawił się
żaden inny członek zespołu Host. Postanowiono jednak zagrać. Efekty tak
spodobały się przybyłym że ktoś rzucił hasło, by nie nagrywać nowego
albumu tylko stworzyć nowy zespół. I tak oto powstał Henry Fool.
Co jest nietypowego w tej płycie. Nietypowy jest sposób jej realizacji.
Nie nagrywano całych utworów tylko kilku minutowe improwizowane
fragmenty, strzępy nagrań. Po ich nagraniu do roboty zabrali się Steve
Bennet i Tim Bowness wycinając te fragmenty i montując nowe kompozycje
niczym z klocków. Dopiero wtedy dograno partie wokalne i tak powstała
całość. Nie jest to absolutnie płyta łatwa w odsłuchu. Muzyka na niej
zawarta oscyluje między latami 60-70 i utworami granymi przez wczesny
Genesis czy też Pink Floyd a improwizacjami a’la King Crimson czy też
Radiohead. Nie brzmi spójnie lecz raczej jak wielkie jam session
odegrane w profesjonalnym i perfekcyjnym stylu. W większości utworów
trudno jest uchwycić a tym bardziej zapamiętać jakąś spójną melodię,
czuć w nich natomiast sporą fascynację muzyków jazzem. Reasumując Henry
Fool to przeszło 50 min. obcowania z muzyką nietuzinkową i dość
skomplikowaną. Ale nie jest to czas zmarnowany. Naprawdę warto
spróbować. Mimo, że nie jest łatwo dobrnąć do końca. Jeżeli jednak
zrobicie to po raz pierwszy, będą i następne.
8,5/10
Irek Dudziński