1. I
2. Try
3. Otwórz się
4. The Parting
5. II
6. Biegnę
7. III
8. Colours
9. Półsen
10. IV
11. City Of Mirrors
12. Lust
13. Morning Moon
14. Dance You Away
15. Bridges
16. The Verve
17. Spokojnie
18. V
19. Chłód
20. VI
Rok wydania: 2019
Wydawca: wydanie własne
https://www.facebook.com/pg/Hengeloband
Szaro-grafitowa, abstrakcyjna okładka, na sklepowych półkach płytowych
pewnie nie przykułaby mojej uwagi. Dźwięki te, po raz pierwszy
usłyszałem jednak, z samochodowych głośników mojego przyjaciela, podczas
wspólnej, koncertowej wyprawy do Łodzi. Potem był wyjątkowy, kameralny,
letni koncert w Skansenie – Zagrodzie Wsi Pszczyńskiej. I juz od tamtej
chwili, muzyka Hengelo przestała być mi obojętna.
Wracając do okładki, której tak się uczepiłem. Odcienie czerni i
przestrzenna faktura, może (ale nie musi) kojarzyć się z węglową bryłą,
co sugerować może, że grupa Hengelo pochodzi ze Śląska. Tak to prawda –
pochodzą z Katowic. Zespół tworzą: Mateusz Konieczny (wokal), Robert
Zając (bas), Paweł Palej (gitara), Łukasz Kozera (klawisze), Jacek
Brzezina (perkusja).
Muzyka jaką wykonują nie jest jednak czarno, szaro, grafitowa i ciężka
jak bryła Powiedziałbym raczej, że jest pastelowa wielobarwna i bardzo
delikatna. Czasem sączy się niespiesznie jak krople rosy spadające z
zielonego listowia, innym razem rozkwita, niczym bukiet letnich kwiatów.
Część kompozycji na płycie jest angielskojęzyczna, a cześć śpiewana po
polsku. Chcąc być szczery aż do bólu, musze stwierdzić, że bardziej
urzekają mnie utwory wykonywane po angielsku („Try”, „The Parting”, „
Colour”, „City of Mirrors”, „Lust”, „Mornin Moon”, „Bridges”…), ze
względu na ich wyjątkowy klimat, delikatność i liryzm. Te polskojęzyczne
(„Otwórz się”, „Biegnę”, „Półsen”) – tak się składa, są nieco bardziej
żywiołowe i mają pewien komercyjny potencjał. Nic nie powinno stać na
przeszkodzie, aby pojawiły się na radiowych falach. Wyjątek stanowią
tutaj urokliwe, subtelne, zamykające płytę kompozycje „Spokojnie” i
„Chłód”. Utwory wokalne, przeplecione zostały, pięknymi instrumentalnymi
miniaturami, których jest na płycie aż sześć. Dużą zaletą albumu, jest
jednak wyjątkowy wokal Mateusza Koniecznego. Wokalista bardzo lekko
potrafi przechodzić w naturalny falset. Od Tytułowego „Try” począwszy ,
a na „Chłodzie” skończywszy, jego głos wydaje się być jeszcze jednym
instrumentem, świetnie wpasowującym się w hipnotyczne dźwięki gitary i
klawiszy, oraz soczyste brzmienie sekcji rytmicznej.
Muzyka która tworzą Katowiczanie, to może nie do końca progresywna
szufladka, ale dźwięki te powinny trafić bez problemu, w wrażliwe
gusta ludzi, którzy na co dzień sięgają po taką właśnie stylistykę.
Pewne muzyczne skojarzenia, które nachodzą mnie podczas chłonięcia ich
debiutanckiego, pełnego albumu? Oczywiście bardzo luźne skojarzenia. Z
naszego podwórka może byłby to białostocki Starsabout, w Europie można
by pokusić się do wymienienia nazwy Talk Talk, a ruszając za ocean,
wymieniłbym tutaj ciekawą formację Lo Moon.
Przekonać się do muzyki Hengelo – warto. „Try” – nic dodać nic ująć.
8,5/10
Marek Toma