01. John MAD DOG Ringsdale
02. Fast as lightning
03. Searching for a good radio station
04. Screaming out
05. The road
06. MAD DOG on the phone
07. Tears and scars
08. Where’s my damn car
09. Where’s my damn car
10. Fast as ligthning
11. Tears and scars
12. The Road
13. Hell of a ride
14. Screaming out
15. Holding back the years
Rok wydania: 2013
Wydawca: –
http://www.hellofaride.fr/
Czasem znienacka dopadają mnie pytania egzystencjalne. Niektóre
przelatują przez głowę i nie powracają, nad innymi zastanawiam się
częściej.
Czasem przy napadach nostalgii czy też w momencie kiedy „znikąd” trafia
do nas świetny album, zastanawiamy się z kolegami ile jest na świecie
zespołów, płyt, które uważałbyś za genialne, które wyjęłyby cię z butów,
a których nie będziesz miał okazji nigdy poznać… Odpowiedź zazwyczaj
jest równie mglista i brzmi „całe mnóstwo”.
Niekiedy jednak niektóre z tych pozycji trafiają do nas przez przypadek,
przez zrządzenie losu… czy też po prostu niespodziewanie.
I takim objawieniem dla mnie jest francuska grupa HELL OF A RIDE.
Bywa tak, że mniej znane kapele porównujemy do wielkich gatunku. i tak
też czyni nota prasowa. Jednak skoro my mamy mocną scenę przedstawicieli
southern rocka/metalu (że wymienię choćby Leash Eye, czy J.D.
Overdive), to właśnie były moje pierwsze skojarzenia. Tylko, że o ile
faktycznie, zespół przyznaje się do uprawiania „US rocka”, to ich
brzmienie (zarówno gitary jak i wokale) jest w pewien sposób,
wygładzone… w taki powiedziałbym nowoczesny Nickelbackowy sposób.
„Fast as Lightning” w wersji Deluxe Edition zawiera EPkę o tym tytule,
która opowiada historię w nieco Rodriguezowskim stylu. Pięć utworów +
przerywniki, trochę klimatu vintage i puszczone oczko w postaci kawałka
ostatniego, który przywodzi na myśl pastisz w stylu tarantinowskiego
soundtracku.
Kolejne siedem kawałków to zapis AKUSTYCZNEGO koncertu, w którego secie
znalazła się lwia część materiału, który pojawia się wcześniej. Do tego
nowszy o rok singiel „Holding Back The years” i eksluzywny track „Hell
of a ride” (powtarzam wszystko akustycznie!). Nowe aranże i zmiany, nic
nie odbierają kompozycjom, a dodają im dodatkowego smaczku. Zespołowi
udało się zachować klimat… a wręcz rozbudować go.
Zaskakujące jest w jaki sposób wokalista posługuje się językiem
angielskim (a zabawne zaczyna to być kiedy zapowiedzi kawałków
koncertowych pojawiają się po francusku). W muzyce zespołu podoba się
zarówno entuzjazm, ale i melodie, które zespół serwuje.
Pierwsza EPka zespołu ma już dwa lata, wydanie z koncertem to świeża
rzecz, ale właśnie tą wersję wam szczerze polecę. Właściwie to
powstrzymuję się przed ocenianiem tak EPek jak i koncertów. To podwójne
wydawnictwo jednak wyjmuje mnie z butów. Jest kapitalne! Zestawiać go z
pełnymi wydawnictwami w rocznych podsumowaniach raczej nie będę… ale
aby podkreślić wagę i wrażenie jakie na mnie zrobiła ta płyta recenzję
zwieńczę oceną niemal maksymalną.
Czego się przyczepię? Otóż po kilku przesłuchaniach zacząłem mijać przerywniki.
Myślę sobie, że w płycie na „dychę” chyba bym tego nie robił. Ale też
jest to krążek, którego ostatnio najchętniej słucham kilka razy pod
rząd. Być może dzięki zróżnicowaniu obu połówek płyty.
9/10
Piotr Spyra