HEATHEN – 2010 – The Evolution of Chaos

Heathen - 2010 - The Evolution of Chaos

1. Intro
2. Dying Season
3.Control By Chaos
4.No Stone Unturned
5.Arrows Of Agony
6.Fade Away
7. A Hero’s Welcome
8.Undone
9.Bloodkult
10.Red Tears Of Disgrace
11.Silent Nothingness

Rok wydania: 2010
Wydawca: Mascot Records
http://www.myspace.com/heathenmetal


Gdyby nagrody Grammy przyznawano również w kategoriach „Najbardziej niedoceniony zespół” lub „Najbardziej pechowy zespół” – amerykańska formacja Heathen byłaby jednym z faworytów do zwycięstwa.

Ze trzy dekady temu wydawało się, że ten zespół ma papiery na podbicie świata. Pochodzenie: Bay Area – a więc miejsce, które w latach 80 było dla rockmenów zza Oceanu tym, czym dekadę później Seattle. Debiut płytowy: znakomity „Breaking The Silence”, który zebrał wręcz entuzjastyczne recenzje. Sława i chwała wydawała się być na wyciągnięcie ręki. A jednak… Heathen co prawda w kręgu fanów thrash metalu ma kultowy status, lecz wciąż tkwi w podziemiu i na główną scenę w festiwalach typu Sonisphere raczej nie ma co liczyć, mimo że poziomem absolutnie nie ustępuje zapraszanym tam kapelom. Ciągłe problemy ze składem, wytwórniami płytowymi i… zwyczajne fatum nie pozwoliły grupie prowadzonej przez gitarzystę Lee Altusa rozwinąć skrzydeł na miarę posiadanego potencjału.

„The Evolution of Chaos” to dopiero trzeci album w 26 letniej historii Heathen (był jeszcze po drodze „Recovered”, ale trudno ten składak demówek i cudzych kawałków traktować jako pełnoprawną płytę). Ale po raz trzeci Amerykanom udało się nagrać krążek – nie waham się użyć tych słów – wybitny w swoim gatunku. Panowie teoretycznie powinni już dawno dać sobie (nie)święty spokój z graniem, po pracy siedzieć wygodnie w kapciach przed telewizorem, popijać piwo i emocjonować się rozgrywkami futbolu amerykańskiego, czy innego baseballa… Tymczasem rok temu przypomnieli się światu krążkiem zawierającym dziesięć killerów, które parę kapel mogą wpędzić w niezłe kompleksy.

Podobnie jak na „Victims of Deception” sprzed – bagatela – 18 lat, panowie lubują się w długich, rozbudowanych, pełnych zmian tempa i nastroju kawałkach. Nie jest to jednak jakieś matematyczne, wykoncypowane progmetalowe granie, lecz solidna jazda w starym, dobrym stylu. Kiedy w ponad 11 minutowym „No Stone Unturned” pojawia się melodyjna, balladowa wstawka trudno uniknąć skojarzeń z „Master of Puppets”. Nie ma jednak sensu zarzucanie Heathen zżynek, to po prostu ta sama szkoła i te same szlachetne wzorce co Metallica… Chwilę oddechu przynosi „A Heror17;s Welcome”: akustyczny wstęp, potem też muzycy nie stronią od łagodniejszych brzmień, a całość to raczej ukłon w stronę klasycznego heavy metalu z pełnymi patosu wstawkami a la Manowar. Porcję balladowania zapewnia również „Red Tears of Disgrace” (ale w końcówce rozpędza się do prędkości bolidu Formuły 1).

„Poganin” na trzeciej płycie nie bierze jeńców. Stara gwardia nie rdzewieje!

10/10

Robert Dłucik

Dodaj komentarz