1. Ogień / woda – 08:47
2. Jasna strona nocy – 05:57
3. Doctor (instrumental) – 05:18
4. Jestem twoim przeznaczeniem! – 06:46
5. Możesz być kim chcesz – 05:56
6. Twój czas / twoje życie – 06:29
Utwory bonusowe:
7. Focus – 04:46
8. Rockin’ in the Free World – 05:10
Rok wydania: 2019
Wydawca: Lynx Music
https://www.facebook.com/HeartAttackOnline/
W książeczce zremasterowanej edycji kompaktowej albumu „Larks’ Tongues
In Aspic” grupy King Crimson można znaleźć fragment artykułu z
czasopisma „Melody Maker” z 17 lutego 1973 roku, zawierający takie oto
słowa: „Jest to pierwszy album King Crimson, ale jednocześnie szósty.
Pierwszy, ponieważ zawiera materiał skomponowany i zarejestrowany przez
zespół zaledwie przed dziewięcioma miesiącami. Szósty, ponieważ od 1969
roku zespoły posługujące się tą samą nazwą wydały już pięć albumów.”
Przytaczam tutaj te słowa, ponieważ, po zmianie kilku danych,
spostrzeżenie to można by swobodnie odnieść do krakowskiego Heart
Attack. „4 Live”, zgodnie z tytułem jest czwartą płytą zespołu, ale
także pierwszą (i wiadomo już, że ostatnią, ponieważ od momentu jej
nagrania w szeregach formacji wydarzyły się kolejne dwa tąpnięcia)
nagraną w kompletnie nowym składzie. Ogniwem spajającym najnowsze
wydawnictwo z poprzednimi płytami sygnowanymi szyldem Ataku Serca jest
Paweł „Hevi” Szostak – perkusista, wokalista wspierający oraz mózg
całego przedsięwzięcia, niezłomnie pchający ten wózek od 2001 roku. Na
kartach czwartego rozdziału jego kariery towarzyszą mu basistka Paulina
Bugiel oraz śpiewający gitarzysta Marcin „Młody Hansen” Broszkiewicz,
który pozostaje frontmanem grupy do dnia dzisiejszego.
Krążek, również zgodnie ze swoim tytułem, jest płytą koncertową.
Zazwyczaj w przypadku takich wydawnictw nowe utwory, jeśli takowe się
pojawiają, docelowo mają stanowić przedsmak albumu studyjnego, na którym
w niedalekiej przyszłości mają się pojawić. Natomiast w przypadku „4
Live” podstawowa tracklista (czyli nie licząc dwóch utworów bonusowych)
zawiera materiał wyłącznie premierowy, a sam album wg zespołu należy
traktować pełnoprawnie. Sam Hevi w wywiadzie, który jakiś czas temu
przeprowadziłem dla naszego portalu, przyznał, że od zawsze marzył o
zrealizowaniu albumu live i że nagrania koncertowe zdecydowanie lepiej
ilustrują możliwości jego zespołu, toteż wszystkie nowe piosenki
zdecydował się zaprezentować światu właśnie w tej formie. Cóż, ja bym tu
trochę polemizował. Oczywiście nie mam zastrzeżeń co do koncertowej
formy Heart Attack. Powiem nawet, że jeśli chodzi o rodzime zespoły to
grupie Heviego żywiołowości scenicznej mogłaby pozazdrościć niejedna
większa nazwa. Jednakże uważam, że sporo na „4 Live” technicznych
niedociągnięć, przez które album ten nie do końca odzwierciedla klimat
koncertów grupy. Dwoma największymi takimi mankamentami jest „tonięcie”
drugiej gitary (we wszystkich utworach gościnnie gra na niej były
członek zespołu, Jakub „Bobby” Rosiński) pod sekcją rytmiczną oraz ledwo
słyszalne blachy. Zwłaszcza to drugie daje się we znaki. Płyta została
zrealizowana w krakowskim klubie Boss Garage, który wg mnie
niespecjalnie nadaje się do dokonywania w nim rejestracji koncertowych.
Akustyka tego miejsca, będącego w rzeczywistości czymś na kształt
namiotu pozostawia wiele do życzenia. Wiem, bo byłem. Gdyby chodziło o
jakąś raczkującą, nieopierzoną kapelę to jeszcze mógłbym to zrozumieć,
ale czemu taki doświadczony muzyk jak Hevi zdecydował się spełnić swoje
wspomniane wcześniej wielkie marzenie akurat w pomieszczeniu z plandeką
zamiast stropu – nie wiem.
Zajmijmy się w końcu samą zawartością. Bardzo trudno jest ocenić „4
Live”, przyrównując tę płytę do każdej z wcześniejszych, zresztą nie
tędy droga. Starczy powiedzieć, że brzmieniowo najbliżej jej do
poprzedniej, czyli „Neonów” z 2015 roku. Takim „pomostem” łączącym oba
te wydawnictwa jest utwór „Jasna strona nocy” oraz następujący po nim
instrumental „Doctor”. Być może jest tak dlatego, że ten fragment płyty
został zrealizowany wyłącznie w składzie podstawowym. Jak już
wspomniałem, we wszystkich zawartych tutaj numerach na drugiej gitarze
gra były gitarzysta zespołu, Bobby, a więc bądź co bądź połowa składu w
stosunku do poprzedniego albumu jednak się zgadza. Również strukturalnie
„Jasna strona mocy” wydaje się naturalnym następstwem „Neonów”. Barwa
głosu Marcina jest bardzo zbliżona do barwy jego poprzednika, Szikago, z
tą różnicą, że Hansen śpiewa nieznacznie (acz wyraźnie) wyżej. W
„Doctorze” mamy zbyt częste powtarzanie tego samego motywu, co może
nieco nużyć. Poza tym wykrzykiwanie przez wokalistę gdzieniegdzie słowa
„doctor” moim zdaniem jest niepotrzebne. Na plus mogę za to powiedzieć,
że mamy tutaj nieco bardziej klarowne gitary niż w pozostałych zawartych
na płycie utworach.
Zajmijmy się teraz kompozycjami nagranymi z udziałem gości. Niektórych
Heart Attack dobrał sobie lepiej, innych gorzej. Najwięcej od siebie
wnoszą gitarzysta Kamil Kuder, na co dzień występujący w formacji
Belzebong pod pseudonimem Alky Dude oraz pianistka Justyna Szatny (dziś
Styxx, w trakcie realizacji płyty wciąż jeszcze Iscariota). Cegiełkę
tego pierwszego stanowią potężne ściany gitar w otwierającym album
utworze „Ogień/woda”. Jest to zarazem najdłuższy i najbardziej
skomplikowany numer na „4 Live”, najbardziej czytelny sygnał tego, że
idzie nowe. Równie pokręcony strukturalnie jest „Jestem twoim
przeznaczeniem!” z fajnie wybrzmiewającymi długimi nutami gitary na
początku. Jednak wartość tej kompozycji drastycznie zaniża okropny
wokal. Jest naprawdę nieznośny i kłuje po uszach. Byłoby zdecydowanie
lepiej, gdyby ten numer zaśpiewał Hansen, wtedy można by ochrzcić ten
kawałek mianem najlepszego na albumie. „Twój czas/twoje życie” ozdabiają
ładne orkiestracje oraz partia „czystych” klawiszy, obie w wykonaniu
Justyny. Muszę przyznać, że całkiem nieźle pasuje to do konwencji
proponowanej obecnie przez Heart Attack.
Wracając jeszcze do wokalistów to najlepiej z gości zaprezentował się
Jakub „Happy” Haponowicz z formacji Es Flores, który zaśpiewał „Możesz
być kim chcesz”. Jego głos najbardziej się wyróżnia i co najważniejsze
ma w sobie, podobnie jak głos Hansena, swoją, charakterystyczną barwę.
Zdecydowanie brakuje tego dwóm pozostałym zaproszonym gościnnie
wokalistom, szczególnie temu co „zaśpiewał” „Jestem twoim
przeznaczeniem!”. I tu zgrabnie mogę przejść do utworów bonusowych,
bowiem ten sam pan schrzanił także „Focus”, tytułowy kawałek z drugiej
płyty Heart Attack, który został wybrany na tracklistę „4 Live”
prawdopodobnie dlatego, że w jego nagraniu wziął udział współzałożyciel i
oryginalny gitarzysta Attacków, Marcin „Biały” Ziobro. Cieszę się, że
dziś Heart Attack ponownie występuje z dwoma gitarzystami w składzie,
dzięki temu ten i kilka mu podobnych rewelacyjnych numerów z poprzednich
płyt znów mają na koncertach odpowiednią moc. Tylko, tak jak
wspomniałem wcześniej wszystko tu psuje ten niestrawny wokal. Hansen na
pewno zaśpiewał by to lepiej, a już w ogóle najlepszym rozwiązaniem
byłoby zaproszenie tego, który wykonywał to oryginalnie, czyli Mateusza
„Drzewa” Chmielewskiego.
Album wieńczy przeróbka rockowego standardu rockowego Neila Younga,
„Rockin’ In The Free World”. Utwór został naprawdę ciekawie
zaaranżowany, na attackową modłę, co tylko świadczy o tym, że mimo
ciągłych zmian w składzie zespół ma już swój dopracowany styl i nawet
cover musi odpowiednio brzmieć i pasować do reszty. Duży plus. Niestety
znów wszystko niszczy warstwa liryczna. Numer został nagrany z udziałem
wszystkich zaproszonych wokalistów, wskutek czego w podziale obowiązków
panuje totalny rozgardiasz. Miałem okazję kiedyś zaśpiewać gościnnie z
zespołem jeden cover i wtedy przed występem dokładnie ustaliliśmy z
Hansenem kto ma co ryczeć. Tutaj mamy po prostu bajzel i wzajemne
przekrzykiwanie się, a podejrzewam, że i alkohol zrobił swoje.
Podsumowując, życzę Heviemu, żeby jego marzenia o zrealizowaniu albumu
live nie ostygły, ponieważ ta płyta w wielu aspektach pozostawia sporo
do życzenia. Przede wszystkim kolejną koncertówkę należy nagrać w innym
miejscu i lepiej nagłośnić poszczególne instrumenty, a i dobór gości
powinien opierać się na ich umiejętnościach, a nie tylko na koleżeńskich
konszachtach. Nieodpowiedni wykonawcy są czasem w stanie, tak jak w tym
przypadku, zepsuć całkiem dobry materiał.
6/10
Patryk Pawelec