HEAP OF ASHES – 2009 – Kopi Luwak

Heap Of Ashes - 2009 - Kopi Luwak

1. Jajecznica
2. Friendshit
3. Morning Coffee
4. Ostatni rozbiór sztuki
5. Faceless
6. Gwóźdź
7. Tam, gdzie ostatnia świeci szubienica
8. Toxic
9. Delusion’s Land
10. Chapeu Bas
11. Morning Coffee 2.0 (bonus)

Rok wydania: 2009
Wydawca: Rockin’ On


„Niech ludzie poczują prawdziwy smak muzyki!” zdaje się syczeć cyweta z okładki premierowego albumu wrocławskiego przedstawiciela ciężkich brzmień, zespołu Heap Of Ashes. Wtórują jej rockowi pasjonaci z Rockin’ On, a w szczególności sami twórcy rzeczonego zamieszania czyli trzej Michałowie: Buchowiecki (wokal), Jarosz (perkusja), Kochel (gitara) oraz Grzegorz Bojanowski (bas) i Jacek Brzezicki (gitara).

Kopi Luwak, bo tak nazywa się ubiegłoroczny debiut Heap Of Ashes to album, o którym głośno powinno być już właśnie w roku ubiegłym, ale raczej zdawał się on funkcjonować pod powierzchnią, której mogą dotknąć wszyscy. O krążku i o zespole zrobiło się głośno nagle z początkiem 2010 roku wraz z nowymi koncertami, premierowym teledyskiem i dalszymi działaniami promocyjnymi. Krążek trafił też do mnie.

Przyznam, że lubię mocne i buńczuczne zapowiedzi. W sytuacji kiedy zespół z pogranicza mocnych brzmień wygraża, że chce mi skopać dupę, poziom mojej adrenaliny podnosi się do niebezpiecznego, ekscytującego poziomu. Wszak pewność siebie i zdecydowanie to cechy, które w tego typu muzyce powinny obowiązywać i wyznaczać reguły. Tyle, że nie zawsze za nimi idzie muzyka co często niesie z sobą ryzyko, a najczęściej nieśmiałość w promowaniu muzyki. Z wrocławskim Heap Of Ashes jest konsekwentnie od początku do końca: zapowiadają, że chcą roznieść w pył polskie odtwarzacze i tak też robią.

Heap Of Ashes sami określili swoją muzykę jako esencję metalu, rocka i hardcore’u, ale ów definicję wypadałoby trochę wyprostować. Owszem w debiucie wrocławskiego zespołu usłyszymy zestaw osobliwych metalowych naleciałości i wpływy hardcorowego nieokiełznania, ale dominuje w nim przede wszystkim hard rockowa myśl kompozycyjna wyposażona w ciężkie, brudne riffy gitarowe i ożywioną, impulsywną perkusję, które stanowią szkielet całego albumu. Kopi Luwak to materiał, w którym nie uświadczymy wirtuozerskich solówek czy efektów współpracy z komputerem (wyłączając sporadyczne momenty). Do rzadkości należą też fragmenty, w których wrocławianie zwalniają czy inwestują w elementy choćby quasi balladowe. Zespół jest prawdziwy i gra naprawdę: ciężko, donośnie.

Dobrze oceniam również samo brzmienie pierwszego albumu Heap Of Ashes, które pomimo, że z pewnością nie ma źródła w murach studia na jakie mogą sobie pozwolić światowe giganty rocka i metalu wytrzymuje presję dwudziestego pierwszego wieku. Za potwierdzeniem tych słów mogą iść wyborne konfrontacje ekspresyjnego wokalisty z dopracowaną sekcją instrumentalną.

Bardzo podoba mi się też, że ktoś w tym kraju chce się jeszcze buntować, bo zarówno w muzyce jak i w innych wymiarach sztuki zauważyłem ostatnimi czasy dziwny oportunizm, być może wynikający ze strachu. Heap Of Ashes pewnie nie wykazali się rozsądkiem strzelając lirykami w różne miejsca, ale tym samym udeptali grunt do tytułu chłopaków, którzy pokorę mogą co najwyżej wyśmiać. Zresztą pokrywa się to z przesłaniem samego materiału, bo Kopi Luwak to agresja i solidność nie tylko w instrumentach, ale i w tekstach. Jednak wydaje mi się, że niepotrzebnie zespół rozdzielił liryki na polskie i angielskie, bo jak pokazuje historia (np. Sweet Noise z płytą Getto z 1996 roku) nie służy to ani zdobywaniu zagranicznych fanów, ani kojąco na dusze polskich fanów. Do jakiegoś stopnia kłóci się to z otwartym i wyraźnym przekazem płyty.

Podsumowując Heap Of Ashes to zespół szczery w każdym celu. Chłopaki z Wrocławia zdecydowali się na debiut charakteryzujący się kontrowersją i dosadnością przekazu. Środki wybrane do jego realizacji to przede wszystkim sprawna i soczysta hard rockowa rozróba na instrumentach prowadzona ustami pyskatego wokalisty. Riffy napisane przez Heap Of Ashes nie zmarnieją i nie wyblakną. Świetny debiut. Klasa w swoim gatunku.

9/10

Robert Bronson

Dodaj komentarz