1 Apologies
2 Bad Times are Gone
3 Rebel Heart
4 My Last Desire
5 Little Sinner Queen
6 We’re One
7 Too Late
8 Someday, Somwhere
9 I’ll Say Bye Tonight
10 Two Shots
11 The Road Goes On
Rok Wydania: 2008
Wydawca: Perris Records
Hiszpańska grupa Hardreams nie miała zbytnio szczęścia. Tuż po wydaniu
debiutanckiej płyty „Calling Everywhere” wytwórnię Vinny Records, w
której to właśnie ją wydali zamknięto, a zespół, mimo że w umowie
zakontraktowane miał wydanie dwóch płyt, pozbawiony został
jakiegokolwiek wsparcia. Panowie: Manu Esteve – wokalista, David Aguera –
gitarzysta, Victor Muino – basista, Sergi Segarra – nowy (trzeci w
historii zespołu) klawiszowiec oraz Sergio Hormigo – perkusista, nie
poddali się jednak, znaleźli nowego wydawcę, podpisali nowy kontrakt z
amerykańską wytwórnią Perris Records czego efektem było wydanie w roku
2008 płyty „The Road Goes On…”. Czego możemy się po niej spodziewać.
Przede wszystkim utwory na niej to kawał dobrego rocka. Mamy do
dyspozycji tyle odmiennych klimatów, że na pewno nie będziemy się nudzić
przy jej słuchaniu. Dla sympatyków kompozycji z ostrzejszym hard
rockowym zacięciem mamy utwory „Rebel Heart”, „Bad Times Are Gone” –
bardzo optymistyczny przypominający trochę w swoim brzmieniu zespół Bad
English czy też podchodzący trochę pod heavy metal „ Too Late”, dla
wielbicieli lżejszego balladowego nastroju mamy utwory „My Last Desire”,
„We’re One” , „Someday Somewere”, czy też zamykający ten krążek
tytułowy „The Road Goes On…”. A i dla sympatyków lekkiego bluesa też
się coś znajdzie – utwór „I’ll Say Bye Tonight” – mnie osobiście
przypominający stary dobry Whitesnake. Ogólnie bardzo ciekawy album,
pełen mocnych gitarowych riffów, świetnych gitarowych solówek,
dyskretnych nieprzytłaczających dźwięków instrumentów klawiszowych,
dynamicznej gdy trzeba ale i delikatnej jeżeli wymaga tego nastrój
perkusji, delikatnego dobrze poprowadzonego basu i świetnego a co
najważniejsze pozbawionego hiszpańskiego akcentu wokalu. „The Road Goes
On…” to przeszło 40 minut. muzyki dla tych, którzy nie chcą zagłębiać
się zbytnio w warstwie dźwięków i szukają muzyki łatwej w odsłuchu i
przyjemnej dla ucha ale jednocześnie nie pozbawionej drapieżności i
rockowych szponów. Myślę, że album ten szczególnie upodobają sobie
sympatycy grup takich jak Bon Jovi, Whitesnake czy Bad English. Jest to
płyta z gatunku „muzyka lekka, łatwa i przyjemna”. Polecam zwłaszcza do
samochodu gdy wybieramy się na krótki wypad za miasto.
7/10
Irek Dudziński