HALESTORM – 2012 – Strange Case of

HALESTORM - 2012 - Strange Case of

1. Love Bites
2. Mz. Hyde
3. I Miss The Misery
4. Freak Like Me
5. Beautiful With You
6. In Your Room
7. Break In
8. Rock Show
9. Daughters Of Darkness
10. You Call Me A Bitch Like It’S A Bad Thing
11. American Boys
12. Here’S To Us

Rok wydania: 2012
Wydawca: Atlantic
http://www.halestormrocks.com/


Choć w polskich rozgłośniach próżno szukać Lzzy z kolegami, a prasa szczególnie się o nich nie rozpisuje, to jednak nie oznacza, że nie mają oni w Polsce fanów. Mowa o zespole Halestorm z Pennsylvanii (którego nie należy mylić z grupą Alestorm. Niewiele ich bowiem łączy poza członem nazwy).

Drugi album amerykańskiej grupy trafił na półki sklepowe 10 kwietnia bieżącego roku. Wydany został w wersji zwykłej z 12 utworami oraz deluxe z dodatkowymi trzema kompozycjami. Album osiągnął pierwsze miejsce na liście US Hard Rock Albums.

Pierwsze pytanie jakie nasuwa się podczas przesłuchiwania krążka to – czy jest on lepszy od pierwszego ich wydawnictwa? Przyznaję, lubię Halestorm, ale ten album nie należał do najłatwiejszych jeśli chodzi o recenzowanie. Ostatnimi czasy mam wyższe wymagania względem zespołów, które lubię, choć zawsze mogą liczyć na kilka dodatkowych przesłuchań nim zdecyduje się je ocenić. W przypadku najnowszego albumu tej grupy, istnieją dwie możliwości, albo wbije nas w fotel przy pierwszym kontakcie, albo zrobi to dopiero po kilkakrotnym. U mnie ten syndrom pojawił się dopiero za którymś przesłuchaniem.

I tak, stwierdzam: To nie jest płyta, która przewraca rockowy świat do góry nogami i prawdopodobnie nie przyniesie zespołowi przesadnej popularności, choć może sprawić, że sięgnie po niego ktoś kto jeszcze o nich nie słyszał.

Moje początkowe zdanie, mówiące że ten album jest zbyt jednostajny uległo znacznej przemianie, a nawet wyłoniło kilku znaczących faworytów. Pierwszy utwór „Loves Bites (So I Do)” i zarazem singiel z tej płyty, świetnie spełnia się w roli reprezentanta stylu kapeli. A przynajmniej w odniesieniu do tego albumu.” Mz. Hyde” kolejna kompozycja, czy przesadzę, jeśli początek tego kawałka porównam do Avenged Sevenfold ? Być może, ale niech to świadczy o ciężkości tego utworu…

„I Miss The Misery” niektórzy nazywają najbardziej surowym utworem na tym wydawnictwie. Później „Freak Like Me” i następnie trzy ballady w których moim zdaniem, zespół nic nie traci, troszkę słabsza, pomieszana z rockowym refrenem „Beautiful With You”, spokojna, prawie akustyczna „In Your Room”. I moja ulubiona „Break In”, piękny fortepian w tle i bardzo zmysłowy głos Lzzy. „Rock Show” jak to zwykło się mówić nomen omen, jaki tytuł taki klimat piosenki. Niektórzy już zwiastują, że przy tej piosence fajnie będzie poskakać na koncertach. „Daughters of Darkness” przyznaję, że to jeden z moich faworytów, fajne okrzyki Lzzy na wstępie i rockowa atmosfera. Kolejnym utworem o którym warto wspomnieć jest „Here’s to us” drugi singiel, z motywem przewodnim- wypijmy za wszystko co nas spotkało, dobre czy złe. W tym momencie to koniec zwykłej edycji. Na posiadaczy wersji 'deluxe czekają jeszcze trzy całkiem udane utwory. Z tej trójki najbardziej do gustu przypadł mi utwór „Private Parts” w duecie z James’em Michael’em z Sixx:A.M. jest to rodzaj rockowej ballady. Choć wszystkie utwory mogłyby moim zdaniem spokojnie zasłużyć na miano pełnoprawnych członków tej płyty.

To dobre rockowe granie z dziewczyną na wokalu, dziewczyną, która niektórym może przypominać Sandrę Nasic. Choć Ameryka bryluje w ilości zespołów tego pokroju, to zwykle są to zespoły męskie. Wokalistka to to, co może odróżniać tę grupę od pozostałych składów z tamtej ziemi.

Przesłuchiwanie albumu zdecydowanie niesie sporo przyjemności i nie nudzi. Prawdopodobnie „The Strange Case Of…” nie zwali Was z nóg ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że Wam się spodoba.
Moim zdaniem, jest to bardzo udana kontynuacja imiennego debiutu, choć zdecydowanie od 2009 roku zespół rozwinął skrzydła, coraz pewniej kroczy w stronę własnego stylu, a głos Lzzy to znaczący atut. Jeśli lubisz, porządne rockowe a nawet rock 'n’ rollowe granie z kobiecym wokalem to ta płyta jest dla Ciebie.
I jeszcze kilka słów odnośnie mojej oceny. Cała recenzja może zdawać się pochlebna i ktoś może zadać pytanie – to dlaczego ocena na”7″?
Może z powodu pierwszego braku oczarowania tą płytą ? To kawał dobrego rockowego grania, jednak bez szczególnych innowacji. Dobra, ale nie powalająca. Na 8 będą musieli jeszcze trochę popracować.

7/10

Monika „Trinity” Matura

Dodaj komentarz