HALCYON WAY – 2018 – Bloody but Unbowed

halcyonway-bbu

1. Devolutionize
2. Bloody But Unbowed
3. Blame
4. Slaves To Silicon
5. Superpredator
6. Primal Scream
7. Ten Thousand Ways
8. The Church Of Me
9. Cast Another Stone
10. Crowned In Violence
11. Burning The Summit
12. Desolate
13. Insufferable
14. Stand For Something

Rok wydania: 2018
Wydawca: Agonia Records
https://www.halcyonway.com


Kojarzycie taki motyw z kreskówki – Madagaskar? „Ja ich już lubiłem zanim się pojawili!” jakoś tak powiedział Mort kiedy licytowali się kto bardziej lubi przybyszów… I w moim przypadku trochę tak jest z HALCYON WAY. Steve’a Brauna znałem już z włoskiego Ashent – i tamte nagrania przypadły mi do gustu bardziej niż z Tittą Tani. Kiedy natomiast dowiedziałem się że na debiucie amerykańskiego bandu zaśpiewa Pamela Moore, wiedziałem że to będzie sztos. I był! Zresztą wydanie płyty u Lance’a Kinga w moich oczach dodało wymaganego progpowerowego szlifu całości – i oto pojawiła się kapela którą warto było śledzić.

Ubolewam, że nie udało mi się ich zobaczyć na żywo mimo, że grali już kilka razy w naszym kraju, ale zauważyła ich Agonia Records, bowiem nowa płyta „Bloody but Unbowed” została wydana pod skrzydłami tej właśnie wytwórni. A co znalazło się na nowym krążku? kilkanaście kompozycji które kontynuują obraną przez zespół drogę. Grupa prezentuje bowiem połączenie soczystego progresywnego metalu z death metalem i to zarówno na poziomie gitarowym jak i wokalnym. Ważna sprawa – HALCYON WAY mimo solidnego nowoczesnego brzmienia nie kojarzy mi się z metal corem. Ich muzyka czerpała znacznie bardziej z estetyki amerykańskiego death. I powiem szczerze że może samych growli nieco bym ujął tu i ówdzie, aczkolwiek dodają pewnego charakterystycznego szlifu, zwłaszcza kiedy wtórują powtarzając partie Steve’a. Kilkukrotnie klawisze zapędzają się w rejony ultranowoczesne („Slaves To Silicon”) ale wbrew pozorom dodają powagi czy grozy a nie powodują grymasu na twarzy słuchacza.
Pochwalę również zastosowanie chórów i wykrzyczanych fragmentów, a ekipa w nie zaangażowana jest naprawdę imponująca (że wspomnę choćby Matta Barlowa i Todda LaTorre). Bywa że momentami pojawi sie skojarzenie do hardrockowej estetyki a’la SKID ROW („Primal Scream”), czy też JUDAS PRIEST (choć z uwagi na brzmeinie raczej z ery Owensa).

Suma summarum, otrzymujemy naprawdę fajny album, dynamiczny i trzymający w napięciu. Są dobre pomysły, jest na pęczki solówek, refreny warte podśpiewywania i sporo melodii które zapadają w pamięć. Materiał dostatecznie dociążony tak ciężkim riffem jak i growlem, a mieszanie tych elementów z konwencją bądź co bądź progpowerową wychodzi grupie bardzo zgrabnie.
Spodziewałem się dobrego materiału – i takim jest „Bloody but Unbowed”. Paradoksalnie jedynym mankamentem jest może to, że zespół spełnia oczekiwania co do joty… nie przebijając ich.

8/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz