1. Nic do stracenia 04:00
2. Obezwładnij mnie 03:20
3. Kraina Cienia 01:16
4. O nic więcej nie poproszę 07:30
5. Inka 04:36
6. Gotowy na śmierć 03:48
7. Płonę 04:30
8. Nic do stracenia (electronic version) 02:48
Rok wydania: 2016
Wydawca: New Wave Promo
https://hadespl.bandcamp.com/releases
Nazwę Hades pewnie wielu z Was kojarzy z pewnym przedstawicielem rapu,
który nie zasłynął niczym większym poza nagraniem wspólnej płyty z
Adamem „O.S.T.R.-em” Ostrowskim. Mam nadzieję, że już wkrótce imię
greckiego boga podziemnego świata zmarłych w świecie muzyki będzie
kojarzone wyłącznie z prezentowanym zespołem. Jego siłą sprawczą jest
lider SteelFire, Maciej Bartnicki, znany bardziej jako Matt Iron.
Pochodzący z Mińska Mazowieckiego muzyk postanowił spróbować swoich sił w
roli głównego wokalisty. Jak mu ta próba wyszła? Muszę przyznać, że
całkiem nieźle.
Stylistycznie muzyka zespołu znacznie odbiega od twórczości klasycznie
heavymetalowej macierzystej grupy Irona. Hades to przede wszystkim
klimat, melancholia i budowanie napięcia. Jednak przewrotnie płyta
rozpoczyna się od mocnego, rock’n’rollowego utworu „Nic do stracenia”,
przywodzącego na myśl te bardziej swingowe utwory Macieja Maleńczuka.
Zresztą Iron posługuje się tu artykulacją głosu, która od razu przywodzi
na myśl jego słynnego imiennika. Po mocnej pierwszej części następuje
wolniejszy mostek, który spaja ten numer z resztą zawartości tego
longplaya, niejako zapowiadając co się będzie działo dalej. We
wtórującym mu „Obezwładnij mnie” w wokalach nie słychać już żadnych
oczywistych podobieństw. Lider Hadesu śpiewa ciepłym barytonem, czasami
tylko wychodząc ponad skalę swojego głosu, co wyraźnie go męczy,
zwłaszcza przy długich nutach. Problem ten powraca potem również w
„Płonę”. Natomiast ewidentnym popisem jego umiejętności za mikrofonem
jest „O nic więcej nie poproszę”, gdzie Matt wprowadza melodeklamacje i
szepty. Dzięki tym elementom istnieje możliwość, że jeśli zespół
wypłynie do mainstreamu, ten utwór znajdzie się na playlistach
czarnowłosych 16-latek, które codziennie przed snem oddają cześć
plakatowi z wizerunkiem Roberta Smitha. W tym numerze podoba mi się
element zaskoczenia: po wytworzeniu odpowiedniego nastroju w zwrotkach
znienacka uderza niemalże stadionowy refren. Wracają ciężkie gitary, a
Iron wyśpiewuje długie frazy. Kolejną fajną rzeczą są pojawiające się w
pewnym momencie akordy oddalone od siebie zaledwie o pół tonu,
przypomina się motyw przewodni z oryginalnych Power Rangersów, w którym
także wykorzystano ten patent. Wadą numeru jest natomiast zbyt długo
powtarzające się identyczne frazy w końcówce. Uczucie lekkiego znużenia
rekompensuje jednak ładne wyciszenie i odgłos dzwonów, idealnie
korespondujący z nastrojem utworu. Kolejnym dobrym strzałem jest „Gotowy
na śmierć”, w którym mamy „usyntetycznione” chórki stanowiące ciekawy
kontrast dla firmowego śpiewu Irona. Podobnie jak w „O nic więcej nie
poproszę”, łagodne zwrotki mieszają się tu z ciężkim refrenem. Mamy tu
jeszcze trzy utwory, całkowicie odmienne od pozostałych pięciu. Inne,
nie zawsze znaczy gorsze. „Inka” to prosta rockowa ballada, najbardziej
przyjemna w odbiorze dla przeciętnego polskiego słuchacza muzyki
rockowej. Mamy w niej tylko Matta, który wyśpiewuje prościutki tekst o
miłości oraz gitarę akustyczną, która gra najbardziej sztampowe chwyty. W
normalnej sytuacji zbeształbym kapelę za nagranie czegoś takiego, ale
we wspomnianych wyżej utworach Hades udowadnia, że potrafi robić dobre
kompozycje, więc może sobie pozwolić na mały romans z „ogniskową”
odmianą rocka. Chociaż z tymi ogniskami to może być różnie, bo numerowi
Hadesu trochę brakuje jaj, które posiadają takie obozowe evergreeny jak
„Whisky” czy „Nie płacz Ewka”, nie ma wpadającego w ucho refrenu.
Tytułowy utwór albumu jest przepiękną instrumentalną miniaturą
skomponowaną przez gitarzystę Patryka Makacia (notabene również członka
SteelFire). Zaczyna się od dźwięków pianina, po chwili dołączają lekko
schizowe syntezatory oraz narastające smyczki. Szkoda, że trwa to tak
krótko, chętnie posłuchałbym „extended version” tego utworu, który tutaj
niestety pojawia się tylko jako przerywnik. Celowo napisałem wcześniej,
że inne NIE ZAWSZE znaczy gorsze. Użyłem takiego sformułowania,
ponieważ o ile te dwa utwory mimo diametralnej różnicy stylistycznej
pasują do stylu Hadesu, o tyle kompletnie nie rozumiem umieszczenia na
tej płycie dubstepowej wersji utworu „Nic do stracenia”, która zamyka
album. Z oryginalnego kawałka została w niej tylko melodia linii
wokalnych wmiksowana w zupełnie nowy podkład autorstwa Piotra Zgódki. Po
wysłuchaniu całego longplaya musiałem sobie jeszcze raz puścić „Nic do
stracenia” z początku krążka, żeby ogarnąć czy ta elektroniczna wersja w
ogóle ma cokolwiek wspólnego z oryginałem. Po krótkiej analizie
doszedłem do wniosku, że są trzy możliwe powody znalezienia się tego
nagrania w tym zestawie: albo muzycy postanowili w ten sposób zakpić z
dubstepu, albo wręcz przeciwnie nagrali coś takiego, żeby przebić się z
właściwym utworem do wąskich umysłów dzisiejszej młodzieży, albo po
prostu jest to owoc śmiałego eksperymentu. Jeżeli prawdziwa jest opcja
pierwsza lub druga, to jeszcze mogę zrozumieć. Jeżeli trzecia –
zdecydowanie im nie wyszło.
Album został wydany zaskakująco profesjonalnie jak na zespół niezależny.
„Krainę Cienia” oprawiono w digipack o identycznej budowie co te z
Mystic Production (rozkładana okładka, książeczka z tekstami, na którą
jest specjalne wcięcie). Wypisano autorów poszczególnych utworów a także
listę producentów. Tak, było ich kilku co tłumaczy dlaczego ta płyta
jest tak rozstrzelona brzmieniowo. Życzyłbym sobie, żeby drugi longplay
Hadesu był spójniejszy. Może wtedy jakaś wytwórnia specjalizująca się w
konkretnym gatunku zauważy tą kapelę i pozwoli jej osiągnąć status, na
jaki niewątpliwie zasługują? Czas pokaże. Po wysłuchaniu niedawnego
koncertu grupy w warszawskim klubie Metal Cave i przyjrzeniu się wręcz
„rodzinnej” interakcji pomiędzy muzykami na scenie, mogę stwierdzić, że
Hades to zgrana ekipa, która jeśli nie wytraci impetu, ma szansę w
przyszłości przyćmić nie tylko wspomnianego na samym początku
szczekacza, ale także rzeszę zespołów parających się mroczniejszymi
odmianami rocka.
7,5/10
Patryk Pawelec