1. Metal Creepsy Fearky
2. Metal Chicken
3. Super Pig
4. The Adventure Of The Devil’s Note
5. Time Of Machines
6. Hellish Kitty
7. Inspector Jack
8. Fly
9. Kotoro
10. Hope
Rok wydania: 2016
Wydawca: –
https://www.facebook.com/GunsenMetalGuitar
Być może nie wszyscy zdają sobie sprawę, ale obecnie debiutujące zespoły
(szczególnie w naszym kraju) mają poważny problem w zaistnieniu na
muzycznej scenie. Problem wzrasta, kiedy dana grupa tworzy muzykę z
pogranicza metalu, a jeżeli jakimś cudem jest to power metal, to jednym
słowem przej…ne. Co prawda istnieje pewna krajowa alternatywa
wydawnicza, ale nie wróży ona niczego dobrego (dla istnienia zespołu).
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ niniejszy tekst dotyczy nowego gracza –
mowa o grupie Gunsen, która w ostatnim czasie zrealizowała (własnym
sumptem) swój pierwszy album. Od razu dodam, że materiał rodzi
zdecydowanie pozytywne odczucia i z całą pewnością nie brzmi jak debiut,
ale od początku…
Być może niektórzy skojarzą nazwę zespołu z pseudonimem gitarzysty
docenianego (głownie poza naszymi granicami) Pathfinder i słusznie.
Grupa powstała z inicjatywy Krzysztofa „Gunsena” Elzanowskiego, będącego
głównym prowodyrem całego zajścia. Żeby tego było mało na „The
Adventure Of The Devil’s Note” partie basu nagrał Arkadiusz Ruth, a przy
realizacji czuwał Karol Mania – obaj muzycy stanowią trzon ww. grupy.
Do tego żeńskie wokale (w jednym utworze) nagrała Agata Lejba-Migdalska
(gościnnie pojawiała się na obu albumach Pathfinder). Zaraz ktoś powie,
że Gunsen to pewnie kontynuacja stylistyki macierzystej grupy, ale nic z
tych rzeczy! „Gunsen” wyraźnie odseparował się od pathfinderowej
specyfiki, zapuszczając się w bardziej nowoczesne i z pewnością
brutalniejsze rejony, choć pewne naleciałości pozostały. To, co stworzył
można określić jako szybki, symfoniczny power/death metal w melodyjnym
wydaniu. Materiał budzi (mniejsze lub większe) skojarzenia wobec
twórczości m.in. takich grup jak Children Of Bodom, Whispered,
Wintersun, Equilibrium, momentami DragonForce, Fleshgod Apocalypse czy
Carcass.
W przypadku tego ostatniego, podobieństwa generują partie wokalne – nie
wiem skąd „Gunsen” wykopał wokalistę, ale śpiewa on niczym Jeff Walker!
Trzeba też przyznać, że jego głos, barwa oraz styl idealnie komponują
się z muzyką. Ta prezentuje się niezwykle energetycznie i niesie w sobie
niespożytkowane pokłady metalowej mocy, tyle, że ta nie jest tak
mroczna jak na ów gatunek przystało.
Metalowy żywioł został podbarwiony humorystycznym klimatem, który ma
swoje odzwierciedlenie zarówno w osobliwych tytułach utworów, kolorowej
szacie graficznej, jak również (pod pewnym względem) tekstach. Zdarza
się, że mają one tzw. drugie dno – pod przykrywką losów pozornie
zabawnych postaci, zdają się poruszać poważniejsze tematy nawiązujące do
poczynań ludzkości i ich „mrocznej” natury.
Co się tyczy okładki; mogłaby ona śmiało zdobić np. komiks pt. „Przygody
Dani’ego Filtha w krainie mangi”, gdyby takowy kiedykolwiek powstał.
Jednak w roli graficznego frontu „The Adventure Of The Devil’s Note”
(dla mnie) wypada mało przekonująco. Być może to kwestia gustu, ale
wykorzystana grafika jakoś niespecjalnie zazębia się z zawartością
muzyczną, która na całe szczęście nie budzi zastrzeżeń – posiada
konkretne pierdo… cie.
Już od pierwszych sekund otwierającego „Metal Creepsy Fearky” słychać,
że w kwestii muzycznej nie ma żartów. Dodatkowo (w tym przypadku) dzięki
obecności wspomnianej powyżej Agaty, utwór i jego klimat w pewnym
sensie stał się nawiedzony, jakby uzyskał namaszczenie opętanej
czarownicy. Znowu przy okazji najdłuższego na płycie „Kotoro” zespół
karmi słuchacza klimatami rodem z dalekiego wschodu (blisko rejonów
Whispered). Podobnych osobliwości na „The Adventure Of The Devil’s Note”
nie brakuje, czego kolejnym dowodem może być świetny „Hellish Kitty”,
którego niewybredny refren, z jednej strony powoduje rozbawienie, a z
drugiej tak mocno wpada w ucho, że przez dłuższy czas nie można się od
niego uwolnić. Takich fragmentów znajdziecie dużo więcej, co po prostu
cieszy. Muzyka mimo agresji, ciężaru i mocy pozostaje nadal melodyjna – w
tej materii „Gunsen” osiągnął sukces. Praktycznie każda kompozycja
posiada chwytliwy motyw, zapadający w pamięć pomysł, a to bez wątpienia
stanowi spory atut. Cóż innego można pomyśleć słuchając np. „Inspector
Jack”, którego początek zalatuje techniawą, „Super Pig” czy lekko
industrialny „Time Of Machines”?
Kolejnym wielkim plusem wydawnictwa jest praca gitar. Oprócz nośnych,
solidnych riffów, uwagę zwracają liczne solówki. Co istotne nie są to
jakieś tam pitolenia wg reguły byle więcej i szybciej. „Gunsen”
odpowiednio zadbał o to by jego partie były atrakcyjne, urozmaicone i
przede wszystkim przemyślane, co słychać na każdym kroku. Pod tym
względem „The Adventure Of The Devil’s Note” jawi się w samych
superlatywach, co powinni docenić zwolennicy gitarowych fajerwerków.
Mankamenty? To za dużo powiedziane.. Płyta jest lekko przydługa (blisko
60 minut!). Przy tak intensywnych dźwiękach może generować problemy.
Chodzi o to, że niektórzy mogą mieć pod górkę z przyswojeniem całości –
wydawnictwo kumuluje w sobie tak dużo dźwięków, że ich rozszyfrowanie
wymaga czasu, uwagi. Z drugiej strony takie bogactwo, rozbudowana forma
oferują słuchaczowi przygodę na dłużej. Co prawda nie wszyscy lubią
takie rozwiązania, ale co bardziej wymagający i spragnieni metalowego
ognia nie powinni kręcić nosem.
Pora na podsumowanie (trochę się rozwlekłem). Jeżeli ktoś jest
zawiedziony ostatnimi dokonaniami Children Of Bodom, symfoniczny power
metal jest dla niego za miękki, a death metal zbyt brutalny, od tego
umiera z tęsknoty za nowym Wintersun, być może propozycja grupy Gunsen
przypadnie mu do gustu. „The Adventure Of The Devil’s Note” to materiał
na pewno udany, intensywny, bogaty, diabelnie melodyjny, zawierający w
sobie mnóstwo świetnych pomysłów. Stanowi idealną propozycję dla tych,
którzy lubią, kiedy w muzyce ciągle coś się dzieje. Jak płyta zostanie
odebrana w Polsce? Chciałbym się mylić, ale nie spodziewam się zbyt
ciepłego przyjęcia. Jestem za to przekonany, że gdyby „Gunsen” zdołał
się przebić ze swoim materiałem gdzieś dalej (poza granice), miałby
spore szanse by solidnie namieszać na metalowej scenie. Tego mu (im)
osobiście życzę!
9/10
Marcin Magiera
PS. Płyty (niestety) próżno szukać na sklepowych półkach – pozostaje kontakt z zespołem.