GUANO APES – 2011 – Bel Air

Guano Apes - Bel Air

1. Sunday Lover
2. Oh, What A Night
3. When The Ships Arrive
4. This Time
5. She’s A Killer
6. Tiger
7. Fanman
8. All I Wanna Do
9. Fire In Your Eyes
10. Trust
11. Fire
12. Carol And Shine

Rok wydania: 2011
Wydawca: Sony Music


Będzie krótko, bo też nowa płyta Guano Apes nie daje powodów, by się o niej rozpisywać. Jakoś nigdy nie zaliczałem się do grona wielbicieli tej niemieckiej formacji, ale szczerze polubiłem debiutancką płytę ze świetnymi, rockowymi hiciorami „Open Your Eyes” i „Lords of The Boards” na czele. Potem było już gorzej, ale w 2003 roku zespół wydał zaskakująco udaną i dojrzałą płytę „Walking On A Thin Line”. Niestety, jej tytuł okazał się proroczy… Faktycznie: reaktywacja Guano Apes to stąpanie po cienkiej linie.

Gdzie się podział mocne gitary i dudniący bas? Gdzie się podział ostry jak brzytwa wokal Sandry Nasic? „Sunday Lover” wita nas klawiszowymi brzmieniami i wygładzonymi wokalami. W „Oh, What A Night” gitary mają więcej do powiedzenia, ale… „Open Your Eyes” to nie jest. Niestety… Poza tym: co to w ogóle za tytuły kawałków jak na rockową przecież kapelę? Strasznie dużo tych znaków zapytania. Przy „When The Ships Arrive” ze słodziutkimi wstawkami wokalnymi krew na serio zaczęła się we mnie burzyć… Całą resztę przesłuchałem z klawiszem „play next” na podorędziu i korzystałem z niego nader często. Co z tego, że w takim „Tiger” mamy wreszcie ostrzejszy riff, skoro rzecz jest toporna jak niemiecka komedia erotyczna… W „Trust” zdaje się miało być ambitnie, a wyszedł groch z kapustą… Dobra, dość tego narzekania.

Jeśli ktoś nie zna wcześniejszych albumów Niemców być może nawet polubi „Bel Air”. Jednak fani „Proud Like A God” raczej wiele tu dla siebie nie znajdą. Skunk Anansie – do którego niegdyś porównywano kwartet zza Odry – pokazał jak się wraca do gry po długiej przerwie w działalności. Dla Guano Apes lepiej byłoby, gdyby zostali częścią rockowej historii…

4/10

(czwórka przede wszystkim za dwa kawałki z ogniem w tytule oraz refren „Carol And Shine”, gdzie muzycy mieli przebłyski weny, szkoda, że dwa z nich trafiły na wersję deluxe płyty)

Robert Dłucik

Dodaj komentarz