1. Father of All..
2. Fire, Ready, Aim
3. Oh Yeah!
4. Meet Me on the Roof
5. I Was a Teenage Teenager
6. Stab You in the Heart
7. Sugar Youth
8. Junkies on a High
9. Take the Money and Crawl
10. Graffitia
Rok wydania: 2020
Wydawca: Reprise Records
https://www.facebook.com/GreenDay/
Green Day zawsze ceniłem przede wszystkim za jedną rzecz: mimo
osiągnięcia statusu megagwiazdy muzycy pozostali wierni swoim punkowym
ideałom. Choć zdarzało im się potknąć, to jednak w przeciągu całej
swojej dotychczasowej kariery dorobili się kilku albumów wybitnych,
spośród których każdy można przyporządkować innej grupie docelowej.
Wczesne nagrania zgromadzone na składance „1,039/Smoothed Out Slappy
Hours” oraz drugi pełnowymiarowy album „Kerplunk!” to taki punk, ale
skomponowany i wykonany przez ludzi, którzy naprawdę znają się na
tworzeniu muzyki i nie opierają swojej twórczości na przysłowiowym „trzy
akordy, darcie mordy”. Albumy „Dookie”, „Insomniac” i „Nimrod” to
elementarze podgatunku zwanego pop-punkiem w pierwotnym rozumieniu tego
pojęcia, którym jest wymieszanie punkowego, wciąż opartego jedynie na
przesterowanych gitarach elektrycznych, sznytu z chwytliwymi,
przebojowymi melodiami. Płytą „Warning” zespół otwarł swój etap
„nowożytny” i obrał kierunek (zarówno muzyczny jak i wizerunkowy), z
którym jest kojarzony do dziś. Swoją pozycję na rynku muzycy
przypieczętowali multiplatynowym albumem „American Idiot”, zaś za opus
magnum ich kariery można uznać wydany w 2009 roku album „21st Century
Breakdown”. Co jednak dalej? No cóż, wielka z założenia trylogia
„¡Uno!”/„¡Dos!”/„¡Tré!” niestety nie udźwignęła ciężaru wielkości dwóch
poprzednich dzieł, kolejny album, „Revoluton Radio”, również wypadł tak
sobie.
Najnowsza płyta jest kolejnym etapem pikowania w dół, jednak tym razem
jest tak z konkretnego powodu, na potrzeby którego przywołałem na
wstępie wierność Green Day punkowym ideałom. Otóż między wierszami
„Father of All Motherfuckers” jest dla członków zespołu jedynie
dopełnieniem ich zobowiązań kontraktowych z wytwórnią Reprise Records,
będącej filią Warner Bros., spod skrzydeł której z dniem wydania tej
płyty się uwolnili. Należy więc sądzić, że dopiero w nowych barwach
muzycy pokażą na co jeszcze ich stać, a dla swojej dotychczasowej stajni
przygotowali parę kawałków na odp***dol, chcą wbić jej decydentom jak
najboleśniejszą szpilę. Czy jednak w rzeczywistości jest aż tak niedbale
i katorżniczo? Kilka przesłanek bez wątpienia na to wskazuje
(prowokacyjny tytuł, okładka bazująca na tym samym projekcie co
„American Idiot” oraz irytująco krótki, obejmujący jedynie 26 minut i 12
sekund, czas trwania albumu). Włączmy jednak płytę. Ci, którzy
zapoznali się wcześniej z udostępnionymi utworami singlowymi i są fanami
charakterystycznej barwy głosu Billie Joe Armstronga wiedzą, że
otwierający całość numer tytułowy nie ma praktycznie nic z Green Day.
Miałkie, wtórne riffy i nienaturalny falset wokalisty okraszony sporą
dawką autotune’a nie wróży najlepiej. Jednak w niektórych następnych
utworach da się wychwycić esencję stylu tria z East Bay. Najlepiej jest w
„Stab You in the Heart” i „Sugar Youth”. W tym pierwszym melodia
kojarzy się trochę z elvisowskim standardem „Jailhouse Rock”. Tekstowo
zaś wyróżnia się „Take the Money and Crawl” skierowany
najprawdopodobniej właśnie do Reprise Records. Całościowo jest to papka,
ale wbrew pozorom ma to też swoją dobrą stronę: dowodzi, że dobrzy
muzycy, mający autentyczny talent i dryg do tego co robią nie są w
stanie zrobić stuprocentowo marnego i wymuszonego materiału, choćby nie
wiadomo jak się starali. Pozostaje czekać na właściwego następcę
„Revolution Radio”.
5,5/10
Patryk Pawelec