GRANTIG – 2009 – Medizin

Grantig - Medizin

1. Medizin
2. Dein Paradies
3. 24 Jahre
4. Warum geht es mir so dreckig
5. 11 Minuten
6. Guten Appetit
7. Du bist nicht allein
8. Wie fühlt sich das an
9. Nur für dich
10. Zwiespalt
11. Die letzte Stadt
12. Auf Wiedersehen

Rok Wydania: 2009
Wydawca: Drakkar Records


Grantig jest szumnie nazywany przez wydawcę nadzieją niemieckiego metalu. Niemieckie media wychwalają teksty zespołu, padają określenia, że dawno już nie było w niemieckim metalu tak dobrych tekstów. Cóż zmuszony jestem uwierzyć na słowo, liryki na albumie „Medizin” są w języku niemieckim. Zobaczmy jednak, czy muzyka grupy obroni się kiedy odpada jeden z elementów określany jako atut. Już sam opis zespołu spowodował u mnie dreszczyk zaciekawienia. Z jednej strony grupa przyznaje się do fascynacji rockiem jazzem i bluesem, z drugiej padają porównania choćby do Pantera… ale to w kontekście albumu debiutanckiego. Cóż zatem zaprezentuje Grantig na wydawanym w maju swoim drugim albumie?

Już sama struktura albumu zapowiada, że możemy spodziewać się płyty konkretnej. Średnia czasów trwania utworu jest poniżej czterech minut. Hmm – nudno na pewno nie będzie.
Jak muzyka zespołu ma się do inspiracji? Ja raczej wychwytuję tu elementy prostego rocka w stylu Motorhead podszytego bardziej finezyjnymi tłami. A i z biegiem albumu robi się bardziej ambitnie szybciej i ciężej. Gitary rytmiczne wycinają riffy, których nie powstydziła by się Metallica, zdarzają się jednak momenty takich zwolnień, że klimat gęstnieje wręcz doomowo. Najlepsze jednak w tym wszystkim jest to, że słuchacz tak naprawdę nie ma czasu roztrząsać danego motywu, zaraz bowiem następuje zmiana klimatu i tempa. Zaskakujące jak wiele zmian Grantig zawarł w swoich tak krótkich kompozycjach. Paradoksalnie najdłuższy kawałek na płycie ponad-pięciominutowy „Du bist nicht allein” jest najmniej zaskakujący. Być może dlatego, że bardziej zdecydowanie oparty na schemacie zwrotka refren itd. a najgorsze, że solówka wieńcząca kawałek jest wyciszona… szkoda.
Natomiast najsłabszym utworem jest zamykający album – „Auf wiedersehen”, gdzie wokalista śpiewa jedynie do akompaniamentu nieprzesterowanej gitary. Lepiej byłoby chyba jednak użyć tu gitary akustycznej. Utwór nieco banalny, a umieszczenie go na końcu albumu wydaje się strategicznie decyzją niepoprawną… jeśli w ogóle był sens go umieszczać.
Mamy więc na „Medizin” motywy oscylujące gdzieś od doom, przez southern rock nawet po patenty typowo thrashowe, do tego świetne solówki sprawiają, że mamy do czynienia z prawdziwie gitarową płytą.
Zaskakujący jest też pewien typowo grungowy chórek. Jest to jednak zabieg jednorazowy. Również pojedynczym motywem jest pewna solówka, która koreluje z chórkiem na zasadzie dysonansu… fragment iście progresywny.

Po przesłuchaniu płyty dochodzę też do wniosku, że bardziej surowe fragmenty przywodzą mi na myśl wczesne płyty grupy Rage… A z porównań na naszym podwórku przytoczę Neolithic czy Black River.
Muszę uczciwie powiedzieć, że mimo iż same niemieckie wokalizy kompletnie mi tu nie przeszkadzają, album zapewne zyskałby punkt – może więcej gdyby teksty były angielskie…
Tym bardziej że barwa głosu wokalisty, przychrypnięta nieco, może przypaść do gustu zarówno fanom rocka jak i metalu.
Podsumowując – płyta ciekawa i zaskakująca, zmienna, ale i konkretna.

7,5/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz