1. Fight
2. Alcoholic Jerk
3. Fuck It
4. Sistema Solera
5. Lady Boyz
6. Ouarrrrrrch
7. Bloddy Mary
8. Fucking Machine
9. Dead Rising Horse
Rok wydania: 2015
Wydawca: –
https://www.facebook.com/gloomyhelliumbath/
Pochwał za dużo nie będzie, bo ta płyta na to nie zasługuje… i już po
pierwszym zdaniu wiadomo czego się spodziewać. Zanim jednak posypią się
bluzgi zacznę od początku. Gloomy Hellium Bath jest francuskim zespołem
składającym się z trzech muzyków. Ich twórczość to połączenie metalu,
elektroniki i industrialu. Zawsze staram się przesłuchać płytę minimum
trzy razy, żeby móc ją w jakiś sposób docenić i nie wyciągnąć pochopnych
wniosków. Tu spędziłem tego czasu troszkę więcej.
Piosenki są mocno napakowane elektroniką jak po jakiejś diecie
pogrubiającej a album trwający zaledwie 33 minuty po prostu nie
zachwyca. Straciłem tylko cenne minuty (na szczęście w czasie słuchania
można robić coś innego np. grać w metro 2033 i zabijać mutanty i
wszelkich wrogów). To co mnie raziło na płycie to wszechobecny chaos w
każdym utworze. Najbardziej słyszalny jest w „Fight”, „Lady Boyz” i
„Blody Mary”. Starałem się jednak wyłowić na wędce coś porządnego z
tego szamba i dopiero niemal na samym końcu udało się znaleźć coś
wartego uwagi a mianowicie „Fucking machine”. Małą niekształtną perełkę
dającą się przesłuchać, a nawet powrócić do niego kilka razy jak do
monopolowego, gdy skończy się flaszka. Niestety na więcej nie ma co
liczyć. Chaos na tej płycie to rzecz powszednia. Prawdopodobnie artyści
inspirują się twórczością Pabla Picasso, a zwłaszcza obrazem „Guernica”
O zgrozo. Jaki ja byłem głupi otwierając tą puszkę Pandory. Przykro mi
panowie, ale jestem na nie. Nie przechodzicie dalej. Cały album to taki
brainwasher bez wody. Co najwyżej może robić wodę z mózgu. Radzę unikać.
Daję 1 gwiazdkę na 10. A mógł zabić.
Kamil Florczyk