GLASS HAMMER – 2007 – Culture Of Ascent

Glass Hammer - Culture Of Ascent

1. South Side Of The Sky (9:24)
2. Sun Song (9:33)
3. Life By Light (7:29)
4. Ember Without Name (16:33)
5. Into Thin Air (19:14)
6. Rest (6:30)

Rok wydania: 2007
Wydawca: –


Już od ponad piętnastu lat gości na arenie muzycznej rocka progresywnego nagrywający w wieloosobowym składzie zespół Glass Hammer. Liderami zespołu i kompozytorami większości nagrań są klawiszowo-gitarowi Fred Schendel oraz Steve Babb. Pozostali muzycy bynajmniej nie asystują. David Wallimann na gitarach oraz perkusista Matt Mendians znają się na rzemiośle i nie oddają łatwo pola. Skład uzupełniają znakomici wokaliści Carl Groves oraz Susie Bogdanowicz.
Ostatnią, dziewiątą już studyjną płytę poprzedziły bardzo pozytywnie przyjęte przez rynek wydawnictwa, wśród których znaleźć można nawet te zaliczane do ścisłej czołówki gatunku. Płyta Culture Od Ascent miała więc szansę dołączyć do tego grona, ale mogła równie dobrze podzielić los zupełnie przeciętnych dokonań zespołu, których również nie udalo się uniknąć.
Lista artystów firmujących album nie jest krótka. Do współpracy zaproszone bowiem zostało smyczkowe The Adonia String Trio i dodatkowo jeszcze piątka wykonawców (gitara klasyczna + cztery drugoplanowe wokale), wśród których pojawia się bardzo znana postać, ale o tym za chwilę…
Nie czekajmy więc, płyta do odtwarzacza, okładka (bardzo intrygująca) w rękę, gramy…

Na początek South Side Of The Sky. No proszę, proszę. To nie jest przypadkowy zbieg okoliczności. Po ponad trzydziestu latach jedno z mało eksponowanych nagrań Yes (płyta Fragile) doczekało się coveru. Bardzo wiernego strukturalnie, zbliżonego aranżacyjnie, ale przy tym pachnącego świeżością i momentami dorównującego wzorcowi. W uzyskaniu właściwego klimatu pomógł niewątpliwie sam Jon Anderson dostarczając wdzięczne wokalizy. Wiodący głos przypadł Susi i trzeba przyznać, że to był strzał w dziesiątkę.
Ja jednak nie jestem entuzjastą coverów, więc mimo udanego efektu, przyjąłem taki wstęp płyty chłodno. Rozumiem potrzebe dzisiejszych progmuzyków, by od czasu do czasu zapożyczyć strony zapisane odkrywczymi nutami wiele lat temu i zmierzyć się z nimi, ale nie znajduję uzasadnienia dla wypełniania własnych albumów taką treścią. Tym bardziej, jeśli ma się wystarczające umiejętności, aby zaproponować cos naprawdę swojego, a w istocie tak jest z Glass Hammer.

Dowody na tę tezę znajdziemy w praktycznie każdym kolejnym nagraniu.
Sun Song natychmiast wprowadza nas na progrockowe wyżyny i sygnalizuje, że ta swoista orkiestra ma wiele do zagrania. Połączenie klasycznego rockowego instrumentarium z klasycznym nie-rockowym w dynamicznym, pełnym solówek związku dźwięków daje super efekty. Warto zwrócić również uwagę na rolę gitary basowej i chórki: nie zapominamy o Yes!.
Life by Light zaczyna się pięknie. A potem? Potem jest jeszcze piękniej. Nagranie, które zasługuje na miano perełki. Nie ma co pisać. Trzeba po prostu posłuchać.
Następnie przychodzi czas na dwie super solidne, bogate aranżacyjnie, rozbudowane, kilkunastominutowe kompozycje Ember Without Name oraz Into The Air. Pierwsza po wciągającym, dynamicznym początku, w drugiej fazie wyraźnie zwalnia i niestety nieco traci koncept, by w końcówce zaatakować znakomitym ożywionym powrotem do tematu. Druga zaznacza się spokojnym piano preludium, a w następnych etapach to już bądź soczysty, rytmiczny rock, bądź nastrojowy, melodyjny klimat, a dodatkowo świetna końcówka. Obie kompozycje w równym stopniu wypełnione są dojrzałą przestrzenią bogatego instrumentarium i słucha się ich z prawdziwą przyjemnością i zaciekawieniem.
Ostatnie Rest znowu zachwyca przepięknym nastrojem i wykonaniem, a gdy już umilknie aż chce się wykrzyknąć: Yes, yes, Yes.

Glass Hammer po raz kolejny udowadnia, że stać go nie tylko na goszczenie na arenach muzycznego rocka progresywnego. Ostania płyta wydaje się potwierdzać, że wieloletnie aspiracje zespołu współgospodarowania tym rynkiem nie są wygórowane. Dwie udane epickie propozycje i dwie perełki na jednej płycie to dziś niekoniecznie reguła.
Polecam. Nie zawiodą się miłośnicy Yes, Spock’s Beard czy Flower Kings.

Zasłużone 8/10

Krzysiek Pękala

Dodaj komentarz