01. Everybody Use Your Goddamn Turn Signal
02. I Can Destroy
03. Knocking On a Locked Door
04. One Woman Too Many
05. Woman Stop
06. Gonna Make You Love Me
07. I Am Not the One (Who Wants To Be With You)
08. Blues Just Saving My Life
09. Make It (If We Try)
10. Love We Had
11. I Will Be Remembered
12. Adventure and Trouble
13. Great White Buffalo (bonus track)
Rok wydania: 2016
Wydawca: UDR Music
http://www.paulgilbert.com
Lubię solowe płyty gitarzystów, którzy zaangażowani są w duże zespoły…
Lubię też słuchać ich projektów pobocznych. Często bowiem oprócz
stylistyki serwowanej w swoim regularnym bandzie muzyk może pofolgować
sobie pod brandem własnego nazwiska. Na mojej półce znajduje się sporo
takich albumów, zarówno zbieżnych muzycznie codziennym dokonaniom
muzyków, jak i eksperymentów muzycznych.
Całkiem niezła pozycja została w tym roku wydana przez gitarzystę MR.
BIG – Paula Gilberta. Godzinny krążek „I can destroy” to tuzin utworów
plus jeden bonus (choć ostatnio bywa że nie trybię zasady bonusów). O
ile w MR. BIG Gilbert trzyma się pewnych ram hard rocka dodając szczyptę
blues rocka tu i ówdzie, tak solo proporcje te zupełnie się odwracają.
Na nowej płycie mamy wprawdzie masę hardrockowych riffów, ale i na
pęczki bluesowej estetyki, motywów funki czy też innych klimatów. I to
nie tylko jeśli chodzi o gitary, ale też rytmikę czy wokale (zwłaszcza
chóry, gdzie parę razy zapachniało Queen, choć i gitarowo skojarzenie to
zakołatało mi się kilka razy). Przyznam, że utwór otwierający krążek
zniechęcił mnie nieco… ale już kilka chwil później otrzymujemy zarówno
soczystego hardrockowego kopa, jak również wiele podanych na tacy
inspiracji stylistycznych. Wydaje się, że Gilbert nie wstydzi się
wzorowania na Thin Lizzy, czy grze Garry’ego Moore’a („One Woman Too
Many”, „I Will Be Remembered”) albo i harmoniach Kiss („Knocking On a
Locked Door”, kawałek tytułowy, „Make It (If We Try)”), ale sięga i po
bardziej rock n rollowe standardy („Gonna Make You Love Me”). Utwór
siódmy to wprawdzie tytułowa parafraza do najsłynniejszego kawałka
rodzimego zespołu, ale nie powinniście spodziewać się żadnego nawiązania
czy nawet pastiszu, poza tekstowym. Zresztą w tej materii (pisaniu
zabawnych tekstów) Paul pozwala sobie na więcej („Blues Just Saving My
Life”). Dla fanów akustycznych form jest za to ewidentnie skierowany
utwór „Love We Had”. Ale tak na prawdę jeśli o całej płycie pomyśleć, to
wszystko podlane jest wspomnianym bluesrockowym klimatem któremu dość
blisko do Cream.
„I Can Destroy” to całkiem dobry krążek. Taki trochę niezobowiązujący,
ale dynamiczny i skierowany na dostarczenie rozrywki czy energii. Może i
nie tak spójny jak dowolna płyta regularnego zespołu, ale sięgając po
taki „skok w bok” powinniśmy liczyć się z podobnymi doznaniami – nie mam
więc tego za złe, tym bardziej że fuzja Kiss i Thin Lizzy, którą można
by w skrócie opisać płytę – muzycznie mi odpowiada. Jeśli czekaliście na
płytę, która wstrząśnie waszym światopoglądem na gitarowe granie,
doznań takich nie doświadczycie. Ale jeśli bliskie wam zabawy na gryfie,
wycieczki o dekady w przeszłość, będziecie słuchać tej płyty z
przyklejonym do twarzy uśmiechem.
6,5/10
Piotr Spyra