GIANT – 2010 – Promise Land

Giant - Promise Land

01. Believer (Redux) 4:35
02. Promise Land 5:40
03. Never Surrender 4:44
04. Our Love 4:16
05. Prisoner of Love 4:19
06. Two Worlds 4:37
07. Plenty of Love 4:42
08. Through My Eyes 4:05
09. I’ll Wait For You 4:44
10. Dying To See You 3:58
11. Double Trouble 4:29
12. Complicated Man 3:13
13. Save Me 3:44

Rok Wydania: 2010
Wydawca: Frontiers Records


Nowy materiał grupy GIANT udowadnia, że ponad dwie dekady od hard rockowego boomu, można nagrać niebanalny album AORowy. Mimo wielu przywar samego gatunku, niektóre zespołu potrafią nagrać płyty świeże i porywające, inne wtórne i infantylne… GIANT należy do tej pierwszej grupy. Oczywiście jak na AOR przystało album naszpikowany jest melodiami i solówkami, prostymi tekstami, które paradoksalnie nie rażą… może to sama muzyka pozytywnie nastraja – i słuchacz nie ma ochoty czepiać się tego elementu.

Raczej trudno rozbierać album na czynniki pierwsze. Produkcja, brzmienie, jest wyśmienite. Zespół uniknął też typowego błędu obecnie wydawanych płyt hard rockowych – brzmienie, mimo wygładzenia i wielu pianin w tłach jest energetyczne.
Zmiękczające Def Leppardowskie chórki pojawiają się raczej w refrenach, co rownież zaliczam na plus.
Największym znakiem zapytania przed sięgnięciem po krążek będzie zapewne dla sympatyków zespołu wokal Terry’ego Brocka. Cóż wydaje mi się, ze to odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Terry ma nieco bardziej matowy wokal niż Dann Huff, jednak przyznać trzeba, że zarówno jego barwa jak i skala w tego typu muzyce sprawdza się wyśmienicie.

Jeśli chodzi o same utwory, to początek napawa optymizmem. Soczyste gitary, świetne melodie, trochę zadziornych riffów, nienachalne klawisze.
Szkoda, że po rewelacyjnym Two Worlds Collide następuje dość sztampowy Plenty of Love.
Płyta zawiera (jak na AOR przystało), kilka ballad, z czego zaledwie po jednej z nich mnie mdli 🙂 Mówię o utworze Dying to see you, który jest (jeśli chodzi o melodie) bardzo prostym utworem, a na domiar złego, dzwoneczki w tle nadają mu charakter zimowej piosenki o miłości… nie rażą z kolei łzawe solówki.
Zaraz potem humor znacznie poprawia się za sprawą energetycznego kawałka Double Trouble, podszytego hammondami i southernowymi akustykami…
Kompletnie nie trafiają do mnie natomiast ostatnie dwa kawałki, które stanowią miks hardrocka z amerykańskim bluesrockiem dla nadpobudliwych. Być może to, że kawałki sprawiają wrażenie przyspieszonych na siłę, brzmią trochę groteskowo.

Trudno byłoby twierdzić, że GIANT nagrał płytę odkrywczą, jednak tak wyświechtanym gatunku album, który tchnie optymizmem, a nie wywołuje żałości – to obecnie rzadkość. Generalnie płyty słucha się wyśmienicie, kilka wspomnianych mankamentów jednak nie pozwala mi dać oceny bardzo dobrej.

7,5/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz