1. Spirit
2. From the Pinnacle to the Pit
3. Cirice
4. Spöksonat
5. He Is
6. Mummy Dust
7. Majesty
8. Devil Church
9. Absolution
10. Deus in Absentia
Rok wydania: 2015
Wydawca: Loma Vista Recordings
http://ghost-official.com/
Jeśli miałbym tak na szybko prześledzić ostatnie lata w muzyce metalowej
i znaleźć jeden zespół, który na dłużej przykuł moją uwagę to bez
wahania wskazałbym na szaleńców z Ghost. Oczywiście – specyficzny image
robi swoje, czytaj: zapada głęboko w pamięć. Papież na wokalu (tym razem
trzecie wcielenie Papy Emeritusa), a wokół niego tzw. Bezimienni
Ghulowie (w nowych maskach) grający na pozostałych instrumentach to
przecież niecodzienny widok. Jednak nie ze względu na wygląd muzycy
zrobili na mnie tak ogromne wrażenie. Nie każdy przecież w tak
przekonywujący sposób potrafi połączyć metalowe granie, otoczkę rodem z
horroru z melodyjnym graniem w stylu Abby.
Mimo, że od debiutu minęły niecałe pięć lat, „Meliora” jest już ich
trzecim studyjnym albumem. Cieszy więc, że w miarę regularnie tworzą, a
zapału do pracy im nie brakuje. A najbardziej może radować to, że muzycy
z płyty na płytę wznoszą się na coraz wyższy poziom. Podczas słuchania
„Infestissumam” byłem pewny, że podnieśli sobie na tyle wysoko
poprzeczkę, z której przeskoczeniem mogą mieć niemały problem. Jak miło
jest ogłosić, że jednak się myliłem. Oni nie tylko poprzedni krążek
przebili, ale zrobili to bez większych problemów.
Rozpoczynamy od „Spirit”. Początek nieodparcie kojarzy się z klimatem
filmów sciene-fiction. Następnie wchodzą mocne bębny, klawisze i –
przede wszystkim – charakterystyczny śpiew. To po prostu esencja ich
dobrze rozpoznawalnego stylu. W „From the Pinnacle to the Pit” na
pierwszym planie wysunął się głęboki bas, którego nie powstydziłby się
Munky z Korna. A tak po za tym to znajdziemy w nim wszystko co znajome –
ciężar w zwrotkach przełamany świetnym refrenem. W sumie mógłbym o
każdym utworze pisać w takich superlatywach. Kapitalny jest „Cirice”.
Mimo delikatnego wstępu (znowu przenosimy się w jakąś magiczną krainę),
utwór zdradza, że muzycy dużo zawdzięczają metalowej szkole grania, a
główny „marszowy” riff nie pozostawia złudzeń, że za młodu zasłuchiwali
się w klasykach. Ostrość nie przeszkadza, aby ożenić ją z
charakterystyczną „ghostową” melodią.
„He Is” już po pierwszym przesłuchaniu wysunął się jako ten najbardziej
przyjazny komercyjnemu radiu. Gdyby nie cała otoczka pewnie ta subtelna
ballada na długo zagrzałaby tam miejsce. I wcale nie jest to zarzut, bo o
takich hitach marzy większość współczesnych wykonawców. Tylko tutaj
mamy przebojowość bez zdrady ideałów. Żeby jednak nie było tak słodko po
chwili dla kontrastu dostajemy obuchem w łeb. To „Mummy Dust” –
prawdopodobnie najbardziej metalowa kompozycja w zestawie. Warto zwrócić
uwagę na wokal (w sumie bardziej to recytacja), którym tym razem jest
schowany za gitarami. No i te klawisze budujące niepokojący klimat! W
„Majesty” odzywają się z kolei hardrockowe inspiracje. Początek to
wykapany Deep Purple (te organy Hammonda!), a w środku czeka na nas
podniosły refren i dużo ładnych melodii. Czyli to, co tygryski lubią
najbardziej. „Absolution” to podobny kaliber co „Cirice”. Znowu
kapitalny riff, którego powinni pozazdrościć panowie z Metalliki i
najbardziej wpadający w ucho refren („Put your hands up and reach for
the sky / Cry for absolution”), jaki słyszałem w tym roku. Bomba. A na
finał „Deus in Absentia” kończący się potężnym zaśpiewem chorału
gregoriańskiego.
Są jeszcze dwie miniaturki. Pierwsza z nich, „Spöksonat”, pozwala
odetchnąć słuchaczowi, aby ten wykorzystał czas na zebranie myśli. W
„Devil Church” główną rolę odgrywają organy kościelne. Teraz można być
więc pewnym, że jest się uczestnikiem muzycznej mszy. Takiej na
najwyższym poziomie, z której na pewno nikt nie będzie chciał wcześniej
wyjść, a po wysłuchaniu możemy podelektować się oprawą graficzną za
którą odpowiada Zbigniew Bielak (współpracował już z zespołem przy
poprzednim krążku), jeden z najbardziej cenionych grafików. Ze swojego
zadania wywiązał się znakomicie. To kolejny powód, dla którego warto
nabyć owe wydawnictwo.
„Meliora” oznacza „dążenie do czegoś lepszego”. Nie mam pojęcia czy
Szwedzi ten tytuł wybrali z premedytacją czy był to jednak przypadek,
ale świetnie odzwierciedla on zawartość samego albumu, który jest – jak
dotąd – najlepszym ich dziełem. Rozwinęli swój warsztat, stworzyli
jeszcze bardziej melodyjne utwory. Po prostu – zrobili wszystko lepiej
niż poprzednio. Za to ukłony i dycha ode mnie. Płyta roku 2015? Jak na
razie na horyzoncie nie widzę nikogo innego, kto mógłby Ghost zagrozić.
10/10
Szymon Bijak