1. 69 Moles (5:19)
2. Scheme Box (4:15)
3. Call Me (4:18)
4. Phoney (4:57)
5. Winter of Deceit (8:03)
6. The Woman With a Bow (3:58)
7. Galway’s Song (4:04)
8. More Than This (5:17)
9. Snow Lovers Are Dancing (3:07)
Rok wydania: 2006
Wydawca: 3moonboys presents
http://www.myspace.com/georgedornscreams
Ale wstyd, ale wstyd. Album na półce stoi od prawie dwóch lat, a ja
ani słowa jeszcze na jego temat nie skrobnąłem. A przecież jest o czym,
do czorta, więc może należy powyższą sytuację zmienić?
George Dorn Screams – myślisz intensywnie, drogi Czytelniku, powtarzasz
nazwę, przeszukujesz zakurzone rejony pamięci, ale żadnego skojarzenia
pewnie nie uświadczysz. I nie mam zamiaru krzyknąć teraz sędziwym
głosem, niczym ksiądz w konfesjonale: „Hańba!”, bo tak naprawdę, ekipa z
Bydgoszcza nie została do dziś zauważona przez szeroką publiczność.
Mieli krótki moment przebicia, gdzieś tak w okolicach premiery drugiego
krążka, ale znowu wycofali się do „elitarnego” kręgu grup podziemnych, a
obecnie, w temacie George Dorn Screams zapanowała niezręczna cisza.
Którą, notabene, czas najwyższy przerwać.
Polska scena post rocka kwitnie z prędkością kwiatów na syberyjskich
równinach – fakt tak prawdziwy, jak i przykry. Owszem, Blindead
wywindował ostatnio do poziomu klasy światowej, ale to trochę inna,
„mocniejsza” półeczka. „Snow Lovers Are Dancing” jest debiutanckim
krążkiem ambitnej grupy George Dorn Screams, która, jako jedna z
niewielu, miała na tyle „jaj”, żeby pokazać, iż „Polacy nie gęsi”.
Ukazał się w roku 2006 i wielce prawdopodobnym jest, że nie miałbym
przyjemności go poznać, gdyby nie (po raz kolejny!) Piotr Kosiński i
jego Noc Muzycznych Pejzaży. Tam usłyszałem dwie kompozycje, które
spodobały mi się na tyle, iż czym prędzej rozbiłem świnkę skarbonkę i
sprawiłem sobie uroczy digipack z „laczkami na śniegu” za okładkę.
Ale do rzeczy. Jaka jest muzyka GDS? Z braku lepszego porównania,
zaryzykowałbym stwierdzenie, że to fuzja śnieżnych krain Mono,
delikatności nowszego Blonde Redhead i świeżości wczesnego Placebo. Ale
dotkliwie skrzywdziłbym wtedy unikalny charakter tych kompozycji. Rzadko
bowiem spotyka się postrockowe granie, zamknięte w niewielkich ramach
czasowych, z żeńskim, delikatnym wokalem. Klimat panujący na „Snow
Lovers Are Dancing” najlepiej oddaje już sama okładka – to tajemnicze,
pokryte białym puchem lasy, poczucie osamotnienia, bólu i smutku. Weźmy
na tapetę dwa ostatnie utwory. „More Than This” zaczyna się od
plumkających w oddali gitar. Kilkukrotne uderzenia strun przelatują nam
nad głową, chłodny bas delikatnie sunie niezauważony, zupełnie jak
zimowy wiatr, a powolne uderzenia perkusji wymierzają rytm naszych
kroków po tej opuszczonej krainie. Od czasu do czasu, gdzieś pomiędzy
tym wszystkim, palce muskają pianino. Dochodzi wokal Magdy Powalisz i
przejmujący tekst, który ze sobą niesie. Nawet nie zaważamy, że utwór
zbliża się do końca, bo płynnie zmienia się w dynamiczny kawałek
tytułowy, który cały wcześniej stworzony krajobraz roztrzaskuje
„core’ową” kaskadą przesterowanych gitar. Urywa się tak nagle, jak
zaczął, pozostawiając słuchacza z kilkoma smutnymi „plumknięciami” –
ostatnimi płatkami śniegu. Nawet nie zauważyliśmy, jak minęły te trzy
kwadransy, dlatego puszczamy album jeszcze raz.
A odkryć na nim możemy wiele innych, równie emocjonujących kawałków.
Transowe „69 Moles” i „Phoney”, które topi serducha pulsującym basem,
lawina bębnów w „The Woman With a Bow”, wzruszający refren „Galway’s
Song”, czy instrumentalny, przywodzący na myśl japońskie Mono „Winter of
Deceit” – każdy z kawałków coś w sobie ma, nie pozostawia słuchacza
obojętnym i chwyta chłodnymi szponami zimowych krajobrazów. George Dorn
Screams ma niebywałe umiejętności, którymi nie chwali się na lewo i
prawo, lecz z mistrzowskim zacięciem buduje świat swojej muzyki.
No, to się trochę rozpłynąłem. Ale było warto, po to, aby przypomnieć
sobie ten udany debiut, jak i spróbować zachęcić do niego Ciebie,
kochany Czytelniku. Moja wiara w polską muzykę ma się naprawdę dobrze,
kiedy słucham albumów takich, jak ten.
8/10
Adam Piechota