1. Mama (7:25)
2. That’s All (4:23)
3. Home By The Sea (4:52)
4. Second Home By The Sea (6:20)
5. Illegal Alien (5:13)
6. Taking It All Too Hard (3:55)
7. Just A Job To Do (4:45)
8. Silver Rainbow (4:28)
9. It’s Gonna Get Better (6:25)
Rok wydania: 1983
Wydawca:
W czasach, gdy dla wielu osób Genesis przestał być już Tym Genesis,
zespół popełnił krążek, który nie miał tytułu, zwał się po prostu tak
jak zespół. Co tu owijać w bawełnę, komercjalizacja i coraz odważniejsze
spoglądanie w kierunku list przebojów postępowało i nie było od tego
odwrotu. Można zaryzykować, że zespół z grupy progrockowej przeistoczył
się w zespół pop, który w swe utwory wplata elementy progrocka.
Najlepszym tego przykładem jest otwierający płytę, utwór Mama, bardzo
emocjonalny, genialnie zaśpiewany przez Collinsa, utwór, który obok
przebojowości ma w sobie to coś co nie pozwala się od niego oderwać, do
tego to fenomelanle zakończenie (muszę się tu przyznać, że utwór ten,
jak i cały krążek, zawsze traktowałam dość po macoszemu, w zasadzie na
nowo odkryłem go… przed kilkoma dniami). Po tak intrygującym otwarciu
niestety następuje sprowadzenie na ziemię w postaci do bólu radiowego
That’s All z ładną melodią i taneczną rytmiką. Zaraz po nim z głośników
sączy się, nie mniej przebojowy ale jakże przyjemny dla ucha Home by The
Sea. To dla odmiany jeden z takich utworów, które pomimo tego, iż z
dawnym Genesis nie ma absolutnie nic wspólnego bardzo lubię. Melodia
koduje się w pamięci i zawsze po jego wysłuchaniu chodzę sobie i nucę
melodie refrenu przez kilka kolejnych dni. Swego rodzaju kontynuacją tej
kompozycji jest instrumentalny Second Home by the Sea, w którym pojawia
się ta sama melodie, jednak z niemal dyskotekowym beatem i niezwykle
uwypukloną perkusją. Na krążku wskazałbym jeszcze jeden wyjątkowy utwór,
to Taking It All Too Hard, bardzo nastrojowe, z piękną melodią w
refrenie i jak zwykle wyśmienitym śpiewem Collinsa. To jedna z bardziej
udanych ballad zespołu i wracam do niej z przyjemnością. Niestety
pozostałe utwory niczym szczególnym się nie wyróżniają, i w moim
odczuciu to typowe wypełniacze. Szkoda, bo pomimo radiowych zapędów
zespołu, grupa w kilku kompozycjach pokazała, że nawet grając pop można
robić to z niezwykłym smakiem i wyczuciem.
Nie jest to płyta zła, ale nie mogę też napisać, ze jest to dzieło
wybitne. W dyskografii Genesis jest całe mnóstwo lepszych krążków. Choć
ten ma kilka jaśniejszych punktów, to jednak szkoda, że tak mało…
6/10
Piotr Michalski