1. I’ve Been Walking
2. The Wizard of Altai Mountains
3. I’ve Been Walking (Pt.2)
4. Death Room
5. The Cage (bonus)
Rok wydania: 2014
Wydawca: Kscope
http://gazpachoworld.com
„Night” oraz „Tock Tock” były dla mnie (i są) wyznacznikiem muzyki
klimatycznej. To jak pieczołowicie i ze smakiem zespół budował nastrój
tych wydawnictw wzbudziło podziw mój i wielu innych osób, które zespół
zyskał jako fanów. Wspaniała i natchniona muzyka, przerywana
bombastycznymi i pełnymi patosu fragmentami, tworzona przez Norwegów
potrafiła u niejednej osoby wywołać „gulę” w gardle czy wręcz łzy. Nieco
gorzej było już z pochodzącym z roku 2010 „Missa Atropos”, która pomimo
zachowania najlepszych cech muzyki Gazpacho była nieco przydługawa i
pod koniec płyty zdarzało mi się ziewnąć. „March of Ghosts” (2012r.) był
kolejnym rzetelnym krążkiem grupy, ale to już nie było to…
Rok 2014 przyniósł nowe wydawnictwo – koncept album „Demon”. Sama
historia opowiadana przez muzyków przedstawia się nader imponująco. Mamy
tu bowiem odnaleziony w czeskiej Pradze manuskrypt opisujący człowieka,
który żyjąc rzekomo ponad tysiąc lat tropił źródło zła, tytułowego
demona.
Niestety muzycznie płyta jest… przeciętna (w skali Gazpacho)! Być może
podpadnę teraz wielu fanom zespołu, ale aż trudno uwierzyć mi w to co
przeczytałem w wielu entuzjastycznych recenzjach tego wydawnictwa.
Najważniejszy album grupy, płyta roku, magia i piękno? Nie zgadam się z
tym! Grupa ogrywa znane już patenty i przy całej swej sympatii do
zespołu uważam, że robią to co najwyżej średnio. Nie jest to zły album.
Jeżeli ktoś zacznie swą przygodę z muzyką Norwegów właśnie od tego
wydawnictwa być może pokocha je bezgranicznie, ja poczułem ogromne
rozczarowanie. Słuchałem tej płyty już kilkanaście (o ile nie więcej)
razy i nie „zaiskrzyło”. Brakuje tu dobrych melodii i tego czegoś co
powodowało, że wcześniejsze krążki zespołu były takie wyjątkowe. Kolejne
dźwięki „wylatują” z głośników i choć całkiem sporo się tu dzieje
(przeszkadzajki, dźwiękowe smaczki) to płyta mija i nie odczuwam
potrzeby użycia guzika „play” po raz kolejny… niestety. O zgrozo z całej
płyty najlepsze wrażenie robi bonusowy „The Cage”, w którym w końcu
pojawił się „nerw” i „to coś”. To jednak zdecydowanie za mało. Nowy
album Gazpacho to jednak spore rozczarowanie.
6/10
Piotr Michalski