1. Strange Machines
2. Eléanor
3. In Motion #1
4. Leaves
5. Fear the Sea
6. Mandylion
7. Sand and Mercury
8. In Motion #2
Rok wydania: 1995
Wydawca: Century Media
„Mandylion” to był mój pierwszy kontakt z tym zespołem. Pamiętam, że
płyta zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zarówno muzyka jak i uroda
Anekke, wokalistki tej holenderskiej formacji, te kilkanaście lat temu
wywoływały u mnie ciarki 😉 Niedawno w ramach wspominek postanowiłem
sobie odświeżyć ten krążek i go posłuchałem. Skoro o nim piszę, to chyba
wspomnienia odżyły.
W zasadzie od początku do końca obcujemy z muzyką przy której trudno się
nudzić. Jest potężnie i dość podniośle. Ogromną rolę odgrywają
instrumenty klawiszowe, które budują nieco kosmiczny i patetyczny
klimat. Rewelacyjne „Eléanor”, rozpoczyna się spokojną nieco bujającą
zwrotką by po chwili uraczyć nas „mocnym” refrenem, z wyśmienitą
zapamiętywalną melodią. Podobnie jest w czwartym w kolejności „Leaves”, w
którym to popis swoich nieprzeciętnych możliwości wokalnych pokazała
Anekke. W połowie utworu zespół serwuje nam zwolnienie i iście prog
rockowy fragment z bardzo dobrą gitarową solówką. Intrygująco wypada
nieco transowy i z nutką orientalnego klimatu, instrumentalny
„Mandylion”, po czym przechodzimy do długiego, prawie
dziesięciominutowego „Sand and Mercury”. Przyznaję, że uwielbiam w nim
ten patetyczny niemal pięciominutowy instrumentalny wstęp. Słyszymy
smutne partie pianina przerywane mocnymi uderzeniami gitary. Następnie
pojawiają się klawisze imitujące chór, by po chwili wszystko się
wyciszyło i na tle kosmicznych dźwięków Anekke wyśpiewała swoją
nostalgiczna partię.
„Mandylion” to obok kolejnej „Nightime Birds” najlepszy album w
dyskografii tego zespołu. Zespołu iście progresywnego, bo wystarczy
posłuchać jak Holendrzy grali na początku swojej kariery a jak na
ostatnim jak do tej pory albumie „Home”, by zauważyć że muzycy nie boją
się eksperymentów i ryzykując utratę części fanów realizują swoje
muzyczne pomysły.
9,5/10
Piotr Michalski