1. Over the Hills and Far Away
2. Wild Frontier
3. Take a Little Time
4. The Loner (Instrumental)
5. Friday on My Mind
6. Strangers in the Darkness
7. Thunder Rising
8. Johnny Boy
Rok wydania: 1987
Wydawca: Virgin Music
W tym roku zaskoczyła nas wiadomość, że Gary Moore nie żyje. Była to
niemiła niespodzianka, bo Gary koncertował ostatnio i nic nie
zapowiadało jego odejścia. Z tego powodu postanowiłem przybliżyć płytę,
od której rozpoczął się mój romans z jego muzyką.
Gary Moore w opinii większości był romantycznym bluesowym gitarzystą.
Status ten uzyskał dzięki nieśmiertelnym balladom „Parisienne Walkways”
oraz „Still Got The Blues”, które jako jedyne przypominają jego postać w
popularnych rozgłośniach radiowych. Pomija się przez to jego bardziej
zadziorną przeszłość, która jest niemniej interesująca.
Już okładka opisywanego albumu zwiastuje, że będzie się działo.
Przedstawia ona czarno-białe zdjęcie Gary’ego z bojowym wyrazem twarzy, w
jednej dłoni trzymającego gitarę, drugą zaciskając w pięść. Tło
wypełnia pochmurne wybrzeże Irlandii. Krwisto-czerwoną czcionką
podpisano „Wild Frontier”. Będzie dziko.
Utwór otwiera równomierny rytm, niemal bojowy, Gary rozpoczyna swoją historię:
Przyszli po niego pewnej zimowej nocy,
Zaaresztowali go.
Powiedzieli, że miała miejsce kradzież,
Znaleziono jego pistolet.
Po czym nadchodzi podniosły, melodyjny motyw, bardzo irlandzki. Nie
sposób tutaj nie skojarzyć irlandzkiego pochodzenia Moore’a z tematyką
piosenki. Ten album dedykuje swojej ojczyźnie i ludziom, którzy ją
tworzą. Tekst może nawiązywać do losu bojowników IRA, może mówić też po
prostu o charakterze Irlandczyków:
Nie odważył się powiedzieć gdzie był tej nieszczęsnej nocy,
To musi pozostać tajemnicą.
Musiał pokonać łzy wściekłości (…)
Gdyż z żoną najlepszego przyjaciela
Spędził ostatnią noc wolności.
Dalej piosenka tytułowa utrzymuje poziom – jest dynamicznie, szybko,
Gary z pasją krzyczy o swojej ojczyźnie, „szmaragdowej ziemi”, o wojnie,
która trwa, gitara wtóruje mu krzykiem, płaczem, wściekłością. W
podobnej dynamice występuje kolejna piosenka „Take A Little Time”,
dopiero czwarty kawałek instrumentalny „The Loner” pozwala na chwilę
oddechu. Tutaj miłośnicy bluesowego wcielenia Gary’ego poczują znajomy
dreszczyk – jego gra jest mocno oparta o blues, tylko wtedy jeszcze
trochę drapieżniej, trochę nie do końca z pełną kontrolą, bardziej
żywiołowo.
Drugą część płyty rozpoczyna znany cover zespołu The Easybeats – „Friday
On My Mind” – Irlandczycy przesiadujący w barach, towarzyskie spotkania
z kumplami przy kilku (-nastu) pintach piwa. Podobno w tej kwestii mamy
z Irlandią wspólny mianownik. W następnej piosence Gary opowiada o
ludzkiej obojętności, o tym, jak szybko udaje nam się uodpornić na
drugiego człowieka i jego problemy – „Strangers In The Darkness”. Po
tych refleksjach „Thunder Rising” to znowy przypływ mocy i energii, Gary
szaleje, muzyka pędzi na pełnych obrotach niczym lokomotywa. Płytę
zamyka nostalgiczny „Johnny Boy” wyraz tęsknoty za kimś bliskim,
tradycyjna melodia w interpretacji Gary’ego w akompaniamencie dud.
Piękna perełka wieńcząca historię o Irlandii.
Podsumowując, album „Wild Frontier” jest bardzo udany, dominują na nim
melodie irlandzkie w mocnych, rockowych aranżacjach. Niezwykle
zaangażowany śpiew Gary’ego nadaje całości autentycznego wyrazu, to jest
historia o Irlandczykach opowiedziana przez Irlandczyka. Kawał
prawdziwej muzyki od serca. Wielka szkoda, że już spod jego palców nic
nie powstanie, możnaby sparafrazować tekst ostatniej piosenki:
Kiedy spoglądam na zachód
Wzdłuż rzeki Shannon,
Wciąż widzę jak się uśmiechasz,
Johnny, chłopcze,
O, Johnny, chłopcze.
Gdy liście zbrązowieją
Przed nadchodzącą zimą
I gdy będę obserwować zachód słońca
Pomyślę o Tobie.
9/10
Marcin Szojda