1. Salvation I – Overture
2. Salvation II – Judgement Day
3. Guardian Angel
4. Secret Kingdoms
5. …And Secret Worlds
6. All in the Name of Progress
7. Guardian Angel – Reprise
8. Richelieu’s Prayer 2012
Rok wydania: 2012
Wydawca: Avalon
http://www.galahadonline.com
Obiecali dwie płyty w jednym roku? Obiecali! Co najważniejsze –
obietnicy dotrzymali! Galahad nigdy specjalnie nie rozpieszczał swoich
fanów nowymi dokonaniami studyjnymi. Wystarczy wspomnieć, że przerwa
pomiędzy „Year Zero” a „Empires Never Last” wyniosła pięć lat, a na
kolejny krążek przyszło czekać następnych pięć. Gdy usłyszałem, iż
zespół planuje wydać w roku 2012 aż dwie płyty, to naszły mnie pewne
obawy. Pierwszą myślą była przyjemna świadomość, że będzie co słuchać.
Drugą obawa, że na pierwszy krążek może trafić materiał zdecydowanie
lepszy, a drugi wypełni to co zostało…
Przyznaję, ze „Battle Scars” nieco mnie zawiodła. Była dość zachowawcza,
chwilami zahaczała wręcz o autoplagiat. To nie był Galahad, na który
czekałem, to nie była płyta, która zbliżała się poziomem do „Empire
Never Last”. Owszem, zespól rozwijał swój styl, ale to właśnie ten
materiał brzmiał jak odrzut z sesji swojej znamienitej poprzedniczki.
Miałem obawy i dnia premiery „Beyond The Realms Of Euphoria”
wyczekiwałem w napięciu. Co wypełni ten krążek?
Odpalam płytę i startujemy. Kosmiczne klawisze na wstępie, do tego chór,
a już po chwili atakuje nas muzyka i beat rodem z imprezy techno. W
pierwszym momencie zdębiałem, ale okazuje się, że Galahad radzą sobie w
tym temacie wyśmienicie, a łączenie elektroniki i grania gitarowego
wychodzi im tak dobrze, jakby nigdy nic innego nie robili. Tym sposobem
mijają nam pierwsze dwa utwory. Trzeci w kolejności „Guardian Angel” to
dziesięciominutowy majstersztyk. Oczywiście króluje wszędobylska
elektronika i kosmiczne plamy klawiszy. Nie brakuje jednak i mocnych
(chwilami nawet bardzo mocnych) gitar, a co najważniejsze genialnego
refrenu! To bez wątpienia jeden z najlepszych utworów zespołu w
ostatnich latach a refren wspaniale buja swoją melodią. „Secret
Kingdoms” powala swą mocą. Tej kompozycji nie powstydziłoby się Muse, a
Roy Keyworth, który jest fanem talentu Matta Bellamiego, dał tu wyraźny
upust swojej fascynacji. Ducha Muse słychać również w kolejnym, będącym
swoistą kontynuacją „Secret Kingdoms” (w zasadzie instrumentalnym)
„…And Secret Worlds”. Wystarczy wsłuchać się w partię pianina czy
charakterystyczne brzmienie gitary, aby odczuć te same wibracje co w
przypadku muzyki młodszych kolegów „po fachu”. „All in the Name of
Progress” rozpoczyna się potężną i podniosłą partią klawiszy, która po
chwili przeistacza się w elektroniczne szaleństwo nafaszerowane
kąśliwymi gitarami. W zwrotce Stuart Nicholson śpiewa wręcz agresywnie, z
niespotykaną pasją, by w refrenie zafundować słuchaczowi niezwykłej
urody melodię i łagodny głos. To kolejny „killer” tego krążka.
Rewelacyjny refren, zmiany tempa, nastroju, a nawet opętańczy growl
sprawiają, że jest to kompozycja, która będzie koncertową bombą!
Ostatnią studyjna nowością jest „Guardian Angel – Reprise”, rzecz
niezwykłej urody, o dość melancholijnym klimacie i podniosłym,
wypełnionym chórami nośnym refrenie. Gdy na tle patetycznych kościelnych
organów słyszymy chór, a do tego dzwony rurowe, to ciarki są
gwarantowane! Całość zamyka udana nowa wersja „Richelieu’s Prayer”,
utworu pochodzącego z debiutanckiego krążka Galahad „Nothing is Written”
(1991).
Jestem pod ogromnym wrażeniem. W jednym roku Galahad nagrali album
przeciętny („Battle Scars”) i wybitny! „Beyond The Realms Of Euphoria”
to majstersztyk i płyta, która bardzo zmąciła w moim (wydawało mi się,
ze już rozstrzygniętym) prywatnym podsumowaniu roku. Panowie pomimo
słusznego wieku zrobili kolejny krok w przód. Elektronika nabrała
jeszcze większego znaczenia i wzbogaciła muzykę zespołu. Co
najważniejsze – to wciąż Galahad, rozpoznawalne, charakterystyczne
melodie, odrobina patosu i flirtu z metalem (gitary). Obok „Empires
Never Last” to najlepszy album Galahad, więc stawiam…
10/10
Piotr Michalski