1. Battle Scars (7.04)
2. Reach For The Sun (3.54)
3. Singularity (7.32)
4. Bitter And Twisted (6.58)
5. Suspended Animation (4.05)
6. Beyond The Barbed Wire (5.30)
7. Seize The Day (8.34)
8. Sleepers 2012 (14.07) (CD Version Bonus)
Rok wydania: 2012
Wydawca: Avalon Records
http://www.galahadonline.com
Wstęp do recenzji układałam w głowie jeszcze za życia basisty Galahad –
Neila Peppera… Dziwne? Z pewnością, ale ten album śnił mi się po
nocach… To bardzo szczególna płyta dla mnie, bo jest w niej część tego
wspaniałego muzyka, człowieka… (kolejność dowolna). Teraz niech śpi
spokojnie i ewentualnie jeśli coś mu się nie spodoba, walnie mnie gromem
prosto z niebios…
Powstawanie tego albumu śledziłam od samego początku, była to
najbardziej wyczekiwana przeze mnie płyta. Kto mnie zna, wie, że Galahad
to dla mnie nr 1. Mój własny the best of…
Prawdopodobnie jestem nieobiektywna… być może? Ale potrafię docenić
świetną robotę… Nie o takim wstępie myślałam kiedyś, ale musi
wystarczyć…:)
Przejdę do konkretów. Ktoś kiedyś powiedział mi: „zauważyłaś, że zawsze najlepsze kawałki na płytach są 5 numerem w kolejności?”
coś w tym jest, zwracam na to uwagę i rzeczywiście tak się często
dzieje… Zacznę zatem od tego piątego utworu… czy jest najlepszy? Nie
wiem. Z pewnością świetny. Czuć ducha Neila w każdym dźwięku. pamiętam
kiedy w lutym zeszłego roku wysłał on filmik na You Tube, zrobił go w 2
dni tylko za pomocą laptopa i iPhona. To był klip z udziałem dwójki jego
dzieci, akcja działa się na ulicach rodzinnego Yeovil i w miniaturowym
miasteczku Wimborne Minster. Świetny podkład muzyczny i całość
zatytułowana… „Journey into the Unknown” (podróż w nieznane). Życzyłam
temu człowiekowi, aby ta podróż zakończyła się sukcesem, niestety
parszywy rak zwyciężył, a utwór otrzymał oficjalny tytuł „Suspended
Animation”. To jest właśnie wspomniany utwór nr 5. Tekst tradycyjnie
napisany przez Stu Nicholsona, albowiem to on jest mistrzem słowa…
„(…) I’m trapped in suspended animation I’m caught in suspended
animation, don’t recognise the faces, don’t recognise the places but I
recognise the pain (…)”
Panowie mieli wiele radości w trakcie nagrywania, to był dobry czas,
lecz towarzyszył także ból (dosłownie i przenośni), który należało
„rozpoznać i zaakceptować”. Działo się nieodwracalne, ale muzyka
zostanie wieczna.
Kiedy było źle, wszystko wydawało się kiepskie i nie do
przejścia „Reach for the Sun!!” stawiał na nogi. Uparcie było mi to
wpajane i uwierzyłam w lepsze jutro, zapisałam na żółtej karteczce,
przylepiłam na monitorze. Pomaga w trudnych chwilach. Teraz moja żółta
karteczka jest i dla Was. Utwór prawie w całości instrumentalny (małe
nawiązanie do utworu Battle Scars). W całości absolutnie doskonały.
Szybki, rytmiczny, z genialną gitarą Roya Keywortha (pomysłodawcy
tytułu)! Zamykam oczy kiedy tego słucham, nie potrafię inaczej. Jednakże
od samego początku moim faworytem jest najwyraźniej „Singularity”.
Genialnie muzycznie i przejmująco tekstowo. Zaczyna się bajkowo, coś w
stylu duńskiego Mew… Pięknie wchodzi gitara. Bez wątpienia to klimaty
pepperowe*. Głos Stuarta jest cudowny, sprawiający, że mam ciarki na
ciele a oczy zaczynają błyszczeć….wystarczy słuchać…. „I’m at one with my universe…” Jakże to wszystko tragicznie współgra… To zdecydowanie perła albumu.
„Beyond the barbed wire” to kolejna smutna, enigmatyczna opowieść
osadzona w wojennym klimacie (kolejna po „Sleepers”)…druty kolczaste,
walka…jestem przekonana, że pamięć o zmarłych nie zniknie wraz z
czarnym dymem…
Dla wielu zaskoczeniem będzie utwór „Seize The Day”. Lecz dla
prawdziwych fanów zespołu, to nic dziwnego, wiadomo, że i takie nuty nie
są im obce. Zaczyna się niewinnie, trochę budowane napięcie, żeby w
refrenie zaprosić nas…na dyskotekę. Progres w pełnym tego słowa
znaczeniu… kto nie był nigdy na dyskotece niech pierwszy rzuci
kamieniem…
„(…)Lying again and again, bitter and twisted, rotten to the core(…)”
jak się cieszę, że nazwano rzeczy po imieniu, nie raz ktoś chciałby
wykrzyczeć komuś, że jest zepsuty do szpiku kości, że jest kłamcą,
gorzki i pokręcony… Macie tu doskonały podkład muzyczny… Zapraszam
do odsłuchania.
Na koniec przejdę do bonusowego, „Sleepers 2012” w nowej
odsłonie…a pierwej, znanego fanom Galahad od 95 roku ubiegłego wieku.
Neil Pepper opowiadał kiedyś, że chętnie grał właśnie tytułowy utwór… albumu „Sleepers” Mówił:
„(…) to jest świetny riff, ale myślę, że nieco zagubił się w trakcie
procesu rejestracji, być może w przyszłości uda nam się poprawić tę
sytuację. Wciąż pamiętam pisanie tego fragmentu z chłopakami w
niedzielne popołudnie podczas prób w pubie w Bournermouth ….(…)” I tak znowu, po kilkunastu latach wrócili do tematu.
Nie zdążyłam zapytać Neila co on o tym sądził, ale jestem pewna, że ta
nowa wersja zdecydowanie nadal pozostałaby jego ulubioną…
Reasumując… Zespół „wędruje” od 25 lat, a było marillionowo,
elektronicznie, metalowo… Jak jest teraz? Mocno, rytmicznie i
lirycznie. Ze spokojem mogę polecić ten najnowszy album, jestem
przekonana, że nie zawiedzie Was. Wciąż nasuwa mi się myśl… czy to nie
jest oby najlepszy ich album? Wysoka poprzeczka. Ogromny szacunek dla
Was, Panowie. Neil, bądź dumny, bo ja jestem!
Niedługo czekają nas kolejne doznania muzyczne… kolejne i już ostatnie zarejestrowane dźwięki Neila **…
Czekajmy więc na ciąg dalszy niebanalnej muzyki!!! na album „Beyond The Realms Of Euforia”
PS. Przemyślałam. To jest najlepszy album Galahad!
PS.2. Wyjaśnienie: dlaczego wciąż o Neilu? Bo Jemu ten album dedykowany. Ku pamięci.
* elektronicznie, bardzo basowo, fascynował się zespołami takimi jak Foo
Fighters, Muse, Mew czy naszym rodzimym Riverside (w szczególności
upodobał sobie ADHD).
** Neil Pepper zmarł 2 września 2011 po ciężkiej walce z rakiem. Zdążył
nagrać wszystkie partie basu oraz dodatkowo gitary i klawisze.
10/10 (więcej dać nie mogę, jeśli ktoś uważa, że to zbyt subiektywna ocena, niech posłucha osobiście)
__________
Bez wątpienia jest to szczególny album, bardzo ważny dla samego zespołu,
dla Ciebie, ale myślę, że takim też będzie, dla wszystkich zwolenników
muzyki Galahad. Partie gitary basowej jakie zawiera są tym, czym był
wokal Freddiego Mercury’ego na płycie „Made In Heaven” Queenów, są
dokładnie tym, czym były partie gitar Piggy-ego na płycie „Katorz” oraz
„Infini” Voivoda. Artyści Ci, końcowy efekt swojej pracy (wierzę) mogli
usłyszeć dopiero po tamtej stronie, i nie mieli niestety możliwości,
aby cokolwiek zmienić, poprawić, ale myślę, że nic tutaj poprawiać nie
trzeba.
Pierwsza kompozycja „Battle Scars” rozpoczyna się bardzo symfonicznie,
monumentalnie, to bardzo energetyczny, potężny numer, ze świetnym,
charakterystycznym wokalem Stuarta i wręcz metalowymi partiami gitar
Roya. Można wróżyć, że stanie się mocnym punktem koncertowym zespołu.
Nie mniej energetyczna jest druga kompozycja – „Reach For The Sun”,
najkrótsza i chyba najbardziej ostra. Na „Singularity”, bardzo
wyraziście słyszalna jest gitara basowa świętej pamięci Neila,
kompozycja utrzymana jest w średnim tempie, to jeden z takich momentów,
który trafia dopiero po kilku przesłuchaniach. „Bitter And Twisted” – to
właśnie tutaj doszukałbym się pewnej kropli naszego Riversidea, jednej z
inspiracji Neila, o której wspomniałaś. W „Suspended Animation”, partie
gitary basowej są również dosyć uwypuklone, partie klawiszy bardziej
hammondowe, niż w pozostałych kompozycjach, świetny nieco rozmarzony
refren sprawia, że kompozycja kojarzy mi się z pewną kwiatową rośliną
(kolczasta linia melodyczna niczym łodyga , refren niezwykle delikatny
i barwny jak bukiet) i faktycznie coś w tym jest, że numery 5 bywają
mocnymi płytowymi punktami. „Beyond The Barbed Wire, zaczyna się bardzo
spokojnie, ale ten spokój za chwilę „zakłócą” mocne gitary, utwór
rozwija się niczym wojenna zawierucha, a wokal Stuarta ma tutaj ciężar i
moc spadających bomb. Ostatnia zasadnicza kompozycja, to „Seize The
Day”, rozpoczyna się klimatem watersowskiego „The Final Cut”, potem robi
się właśnie tak, jak bywało na płycie Yer Zero, industrialnie, może
nawet nieco „dyskotekowo”, i podobnie jak Tobie, jakoś wcale mi to nie
przeszkadza. Mogę przytoczyć tutaj kilka tytułów z progresywnego
poletka, które z dyskotekową nutą mają niejako co nieco wspólnego, a
mimo wszystko bardzo je lubię. Przykład? „Lady Nina” – Marillion, „Disco
Queen” – Pain Of Salvation, czy…? No właśnie – przychodzi mi tutaj na
myśl fragment płyty, którą również bardzo lubię, w klimatach
spokrewnianych tym Galahad-owym, a mianowicie, 5bridgeS – „The Thomas
Tracks”. Jest to najbardziej charakterystyczny, a pokusiłbym się nawet o
stwierdzenie, że w kwestii muzycznej, jeden z mocniejszych i
ciekawszych fragmentów tej płyty.
Zasadniczy materiał „Battle Scars” dobiegł końca. Nie ma żadnej
wątpliwości, że uszczęśliwi miłośników Galahad-owych dźwięków, zwłaszcza
tych, którzy lubią dwie poprzednie płyty zespołu, ponieważ zawiera
elementy tak dla nich charakterystyczne: wręcz metalową moc „Empires
Never Last”, jak i industrialny szlif „Yer Zero”.
Niniejsza płytka zawiera jednak jeszcze jeden bonusowy kawałek, 14 -to
minutową, powalającą wersję kompozycji tytułowej z albumu „Sleepers”,
która uzmysławiał mi, że to właśnie ten album jest najbardziej ukochaną,
moją płyta grupy Galahad i chyba tak już pozostanie aż do dnia, w
którym znajdę się również po tamtej stronie co Neil.
Chyba, że się mylę?… Już niebawem kolejna, porcja nowych, galahadowych dźwięków – „Beyond The Realms Of Euforia”.
10/10 – 9/10
Natalia Kubacka/Marek Toma