1. Characters
2. Talking Chair
3. I’m The Hero
4. I Understand
5. Downtown
6. Beyond The Garden
7. Bulldozer Blues
8. Café Supreme
9. Jaba
10. Absence
Rok wydania: 2005
Wydawca: Lion Music
Freak Neil Inc to band założony przez niejakiego Roba van der Loo –
basistę, którego można skojarzyć z projektu Sun Caged. W 2002 roku Rob
nagrał swój pierwszy, solowy album instrumentalny o nazwie Six Arms.
Pozytywny odzew na to wydawnictwo, miał pociągnąć za sobą nagranie
kolejnego, tym razem już pełnego albumu, jednak jak to czasem bywa – coś
nie wyszło. Zamiast tego Mr. Loo postanowił rozwinąć swoją działalność
zapraszając kilku znanych gości, w tym również wokalistów, zrywając tym
samym z ideą zespołu instrumentalnego. Tak powstał Freak Neil Inc.
A propos znanych nazwisk, to pokuszę się o przytoczenie kilku z nich, bo
praktycznie każda z zaproszonych postaci, w dość wyraźny sposób
odcisnęła swoje piętno na tej płycie i jest to między innymi Arjen
Anthony Lucassen, Irene Jansen, Steve DiGiorgio, Sean Malone, czy James
Murphy. Myślę, że nazwanie tego prawie 60-cio minutowego albumu
„Characters” jest adekwatne co do zawartości muzycznej. Z pewnością nie
jest to prosty album i powiem więcej – na poznanie tego wydawnictwa
trzeba poświęcić sporo czasu.
Na płycie słychać elementy muzyki nowoczesnej w stylu Meshuggah, czy
Strapping Young Lad, czego przykładem może być „Talking Chair”. W tym
utworze wyczułem również wpływy Faith No More, ale może to przez to, iż
ostatnio słuchałem właśnie tej formacji.. Już od początku płyty daje się
odczuć, że przewodnim instrumentem jest właśnie bas, co czyni
wydawnictwo jeszcze bardziej ciekawym. Oprócz elementów nowoczesnego
grania można tu wyczuć elementy jazzu czy swingu, co pokazuje kolejny
„I’m the Hero”. Już na początku słychać to w pracy perkusji. Kawałek ten
ma dość ciekawą strukturę. Przeplatają się tu motywy spokojne z
ciężkimi, wraz z elementami jazzu i funky. Dodatkowo, występują tu dość
zabawne motywy grane na basie, co kojarzy mi się z żartobliwymi
zagrywkami Dream Theater. Kolejny kawałek „I understand” to ciężki
orzech do zgryzienia. Zaczyna się bardzo melancholijnie i wydaje się ze
tym razem będziemy mieli do czynienia z piękną balladą, ale zespół
szybko uświadamia, że ich muzyka nie jest za bardzo przewidywalna. Tym
razem całość opiera się na automacie perkusyjnym – jak mniemam i
momentami brzmi jak Nine Inch Nails, czy coś w ten deseń. Przy okazji
tego numeru można wyczuć także powiązania z Cynic. Ciekawie wypada tutaj
solo gitarowe utrzymane w dość stonowanej formie. Dodatkowo, pewne
partie wokalne skojarzyły mi się nawet z Ozzym, więc jak widać dzieje
się tu naprawdę sporo. Kolejny instrumentalny „Downtown” dość mocno
przypomina mi Liquid Tension Experiment. Kawałek ten oscyluje w
klimatach głównie jazzowych, ale Mr. Loo czułby się pewnie niespełniony,
gdyby i tutaj nie zrobił mieszanki wybuchowej i nie dodał elementów pt.
„moc”.
Przy okazji „Beyond The Garden” dostajemy numer spokojny, wyciszony,
który z powodzeniem nadawałby się na płytę Ayreon. Występują tu jedynie
żeńskie wokale i dla smaczku dodano barokowo brzmiące gitary. Całość
prezentuje się wręcz wyśmienicie. Po tej chwili zadumy następuje
„Bulldozer Blues” z patentem przewodnim w stylu Tool, którego partie
wokalne brzmią niemal odpychająco i wydaje mi się, że ten utwór wypada
niezbyt dobrze w zestawieniu z resztą. Ratują go pokręcone motywy
instrumentalne. Po dość słabym kawałku otrzymujemy ciekawy „Café
Supreme”, który jest zlepkiem różnych wpływów muzycznych i brzmi trochę
jak jakaś szkółka dla basistów (tak mi się jakoś skojarzyło).. Podobnie
wygląda sytuacja z „Jaba”, tyle że tym razem jest dużo ciężej i znowu
mamy te drażniące wokale..
Na koniec Freak Neil Inc prezentuje bardzo ciekawy, trwający trzynaście
minut „Absence”, utwór doskonale podsumowujący cały krążek. Kawałek
rozwija się powoli, przez co w dobitny sposób buduje napięcie. Obecne są
tutaj tzw. dialogi wokalne męsko-żeńskie, motywy instrumentalne,
zwolnienia, ciężar i melancholia, czyli wszystko to, co dane było
usłyszeć we wcześniejszych utworach.
Jakie przemyślenia? Mam mieszane uczucia co do tego wydawnictwa. Może
wynika to z tego, że album jest mocno złożony i momentami dość trudny w
odbiorze. Zbyt mało jest tu według mnie melodii, a za dużo chaosu. Co do
samych umiejętności muzyków, to oczywiście nie ma się do czego
przyczepić. Zresztą ciężko wytykać jakieś niedociągnięcia, widząc
nazwiska muzyków. Wydaje mi się, iż mamy tu trochę tzw. przerost formy
na treścią, ale być może z czasem zmienię zdanie, bo doskonale zdaję
sobie sprawę z tego, iż takie albumy poznaje się przez dłuższy czas. Tym
nie mniej na dzień dzisiejszy nie ma gleby, jak to mówią w żargonie…
7.5/10
Marcin Magiera