1. Running Back
2. Shout
3. Can’t Take It
4. No Tears in Heaven
5. Ballhog Zone
6. Run Boy Run
7. Thunder of Madness
8. License to Kill
9. Stone Cold
10. Dead or Alive
11. Run for Cover
12. I Want It All
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: AFM Records
http://www.hermanfrank.com/
Herman Frank – któż z osób słuchających heavy metal nie zna tego
nazwiska? Wstyd nie znać. Napiszę w skrócie kapele, z którymi ów muzyk
miał do czynienia. Są to: Accept, Victory, Sinner, Moon’Doc, Hazzard,
The Element, Panzer, Poison Sun. W 2008 roku postanowił spróbować swych
sił i zacząć karierę solową. Rok później miała miejsce premiera
debiutanckiego albumu „Loyal to None”, a druga płyta – „Right in the
Guts” ukazała się w 2012 roku. Niestety nie słyszałam tych krążków i
trochę żałuję. Ale już sam fakt, że mam przed oczami „The Devil Rides
Out” sprzed 2 lat jest spełnieniem moich marzeń. Rzadko słucham solowych
płyt muzyków znanych przede wszystkim z legendarnych zespołów. Jeśli
już się zapoznaję z takową muzyką to nie sposób porównywać solowe granie
z macierzystą formacją danego artysty. W przypadku Hermana Franka jest
podobnie, aczkolwiek nie znam większości muzycznego dorobku, gdzie się
pojawił, więc opinie innych mogą się różnić od moich. Ale do rzeczy.
Zespół od razu przechodzi do sedna sprawy i miażdży nas potężną dawką
heavy metalowej mocy („Running Back”). W „Shout”grupa w dalszym ciągu
prezentuje siarczysty heavy metal spod znaku Grave Digger i oczywiście
Accept. Rock and rollowy „Can’t Take It” sunie do przodu i aż chce się
wyć do księżyca. W „No Tears in Heaven” słychać echa Masterplan, choć
nie doświadczymy żadnych innych doznań podczas słuchania tego utworu,
dlatego też przejdę do kolejnego – „Ballhog Zone”, który brzmi bardzo
hard ‘n’ heavy. Judas Priest czy Motörhead nie pogardziłyby takim
numerem na swoich najlepszych albumach. Oczywiście Herman Frank wyczynia
cuda ze swej gitary, co wyszło w tym przypadku na plus. Solówka jest
prześwietna. „Run Boy Run” jest uderzająco podobne do stylu Primal Fear z
debiutu; najbardziej to słychać w gitarach oraz perkusji. Rick Altzi
operuje dosyć mocnym i chropowatym głosem i w efekcie otrzymujemy rasowy
heavy metal rodem z Niemiec.
Drugą połowę płyty rozpoczyna „Thunder of Madness” – utwór
charakteryzujący się melodyjną partią gitary Hermana Franka i power
metalową szybkością perkusji, a kiedy do akcji wkracza Rick Altzi robi
się odlotowo. Można wyłapać podobieństwa do muzyki Brainstorm. „License
to Kill” to istna doomowo-heavy metalowa machina do zabijania. Może aż
nadto wybitna nie jest, ale muzycy potrafią dołożyć do pieca tak, żeby
była miazga. Tutaj można to rzeczywiście stwierdzić. Najdłuższy na
płycie, 5-minutowy „Stone Cold” to duża dawka rock ‘n’ rolla polana
heavy metalowym sosem i gotowa, by ją spałaszować. Chórki w refrenie
brzmią trochę popowo. Zaczęło się gitarowo, ale kiedy do zabawy doszła
dalsza część piosenki (z naciskiem na wspomniane chórki) to
automatycznie z naszego dania zrobił się suchy chleb dla konia.
„Dead or Alive” to pozycja numer 10. Czym się wyróżnia? W zasadzie
jedynie szybką sekcją rytmiczną i prawie powalającym wokalem. Dlatego
prawie, ponieważ cały czas odnoszę wrażenie, że słucham szybszej płyty
Masterplan. Nie mogę się opędzić od tego porównania. Przyczepiło się jak
rzep psiego ogona i nie chce się odczepić. Sytuację ratuje swoją
techniką gry na gitarze Herman Frank. Przedostatni „Run for Cover” to
zniekształcona wersja Running Wild i tandetny hard rock w jednym. Nie ma
na czym zawiesić ucha. Zwykły wypełniacz. „I Want It All” kończy „The
Devil Rides Out”. Thrashowy kawałek z licznymi zmianami temp. Plątanina
całej hołoty metalowej: Accept, Primal Fear, Masterplan, Brainstorm,
Grave Digger itd. To, co wcześniej zostało przytoczone teraz zmieszało
się w jedno i powstała heavy metalowa mieszanka wybuchowa.
„The Devil Rides Out” trzeba rozgryźć. Nie da się tego przełknąć za
jednym zamachem. Ta muzyka wymaga czasu. Herman Frank i spółka zrobili
co mogli, żeby ten heavy metal wypadł jak najlepiej. Ale czy słusznie?
Pierwsze przesłuchanie zawsze w moim przypadku jest wielką niewiadomą.
Nie wiem na co się nastawić. Jeśli poprzednia płyta okazała się
znakomita to czy następna będzie równie udana? Z Hermanem Frankiem jest
ten problem, że nie znam jego wcześniejszych dokonań. Ciężko będzie z
oceną. Album nie jest wybitny, zły też nie jest, ale brakuje mi w nim
siły przyciągania. Jednakże nie spodziewałam się jakichś wielkich hymnów
heavy metalowych. Bardziej nastawiłam się na klimaty a’ la Accept,
które przeważają. Ogólnie rzecz biorąc „The Devil Rides Out” złe nie
jest, ale ja i tak chętniej wrócę do krążków Accept, w których Herman
Frank maczał palce. Jest to zdecydowanie muzyka dla wielbicieli gatunku.
6,5/10
Marta Misiak