FRACTALMIND – 2016 – Stainless

FRACTALMIND - 2016 - Stainless

1. Kaballah 01:40
2. Pilgrim 02:45
3. Hellbound 05:26
4. Stainless 04:18
5. Sleepwalkers dance 04:19
6. REM 04:13
7. Chrysalis 04:00
8. My oleander 04:16
9. Dreamriver 02:38
10. Airborne 05:06
11. Chant of life 03:26
12. Eldorados 06:06
13. Still life 03:32

Rok Wydania: 2016
Wydawca: Lynx
http://www.fractalmind.pl/


Pierwsze co spodobało mi się w „Stainless” to oprawa graficzna. W zestawieniu z rekomendacją wytwórni, która mówi o pozornym chaosie w strukturach które zespół buduje, owa syntetyczna grafika stworzyła pewien efekt w głowie, który poprzeczkę wobec nowego materiału FRACTALMIND postawił dość wysoko, jeszcze zanim zespół uraczył nas promocyjnym klipem.

Jeśli stronicie od zakręconej muzyki niech powyższy akapit was nie zniechęci. Mimo, że zespół nie stroni wprawdzie od rwanej rytmiki, pewna melancholia i postrockowa maniera w liniach melodycznych ustawia całość na pewnym dość stabilnym torze. Całość jest zatem stylistycznie całkiem spójna. Jeśli ktoś porówna muzykę FRACTALMIND do TOOL, czy RIVERSIDE nie powinno chyba ich to obrazić. Nisko zestrojone gitary, ciężkie riffy i stonowane melodie wokalne (bo słowo jednostajne byłoby ciut krzywdzące) a do tego soczyste solówki i naprawdę solidne brzmienie, to coś co powinno spodobać się zwolennikom pogranicza ciężkiego rocka i metalu. Jak wspomniałem sekcja całkiem sprytnie sobie poczyna co dodaje drugiego dna. Kilka ciekawostek, smaczków ni to elektronicznych ni to etnicznych dodaje dodatkowego szlifu i sprawia że utwory są jeszcze bardziej ambitne. Akustyki w „Dreamriver” brzmią rewelacyjnie, a sam utwór jest idealnym przerywnikiem stylistycznym.

Muzycznie jest więcej niż zadowalająco, a wokalnie – cóż muszę oddać Marcinowi Walczakowi, że doskonale sprawdza się pewien trik w jego wykonaniu. Może i nie zaskakuje skalą, ale dynamiki dodaje jego frazowanie i operowanie tak natężeniem emocjonalnym jak i choćby głośnością wokaliz. Ode mnie plusik. Porządna płyta, której bardzo dobrze się słucha i chętnie się do niej wraca. Może i nie na wagę szczytów rocznych podsumowań, ale to raczej taki album, który mógłby w rankingu dodrapać się zaskakującego miejsca za sprawą „małych punktów”. Dla mnie bardzo OK.

8/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz