01. Seventh Seal
02. Life Is A Mess
03. Taser
04. Iron Maiden
05. Verge Of Tragedy
06. Creeper
07. L.O.T.D.
08. The Incantation
09. Monkey Wrench
10. Time To Go
11. Smoking Gun
12. Forbidden Territories
Rok wydania: 2016
Wydawca: AFM Records
http://www.flotsam-and-jetsam.com/
Kiedy słucham thrashowych albumów z pierwszej dekady gatunku,
niejednokrotnie boleję nad produkcją, brakiem selektywności, czy wręcz
słabą dynamiką nagrań. Bywa, że z większą przyjemnością słucham
późniejszych nagrań koncertowych zespołu, niż ich klasycznych wykonań. Z
zachwytem więc przyjmuję kolejne albumy thrashowych wyjadaczy,
zarejestrowane obecnie. Ostatni rok obfituje wręcz w wyśmienite
produkcje tuzów gatunku. Dla mnie jednakże zaskoczeniem sezonu jest tak
cholernie dobra forma FLOTSAM & JETSAM.
Nie dość, że Amerykanie zmajstrowali tuzin kapitalnych kompozycji, to
rozpływał będę się nad ich brzmieniem. Wszystko jest tu soczyste i
dynamiczne, a partie instrumentów po prostu brylują. Nie będę rozbierał
kompozycji na czynniki pierwsze, bo zarówno sekcja funduje nam solidne
kanonady, z łamiącymi się rytmami, a bas brzęczy przyjemnie po
bebechach… Panowie wioślarze, powodują reakcje nieprawdopodobnej
euforii i to zarówno jeśli chodzi o riffy jak solówki. F&J nawet na
tle konkurencji wypadają w tym roku wyjątkowo dobrze, a kilka większych
marek biją swoim nowym albumem na łeb. Nie dość, że zafundowali nam
różnorodną płytę, bo niby jest cały czas jazda bez trzymanki, ale
poupychano tam masę świetnych melodii zapadających w pamięć, a nawet
rozwiązania rytmiczne, które nadają utworom charakterystyki.
Album zatytułowany „Flotsam & Jetsam” jest na tą chwilę jednym z
jaśniejszych przedstawicieli gatunku w bieżącym roku mimo, że jak
wspomniałem kilka mocnych tytułów już się pojawiło, a kilka jeszcze jest
zapowiadanych na drugie półrocze. Dla mnie jest w tej muzyce pewien
pierwiastek progresywny, czy też elementy charakterystyczne dla tzw.
amerykańskiego powermetalu. Może nie podany na talerzu, ale nie trzeba
wprawnego ucha by wyłapać analogie choćby do SHADOW GALLERY czy
QUEENSRYCHE. Być może tym ulotnym wrażeniem chłopaki z Flotsam &
Jestam wkupili się nową płytą w moje łaski…
Choć przyznam, że wcześniej połechtali mnie mile ponownym nagraniem
swojego klasyka „No Place For Disgrace”. Coś mi mówi, że zespół może
mieć po prostu podobne zapatrywanie na produkcję jak niżej podpisany.
A nowa płyta? Jest kapitalna. Mocna, melodyjna, zakręcona – jak na standardy gatunku i brzmi – BRZMI!!!
9/10