1. Paraíso
2. Tempestad
3. Eterna Proyeccion
4. Regression
5. Líneas De Nazca
6. Keyboard Solo
7. Espejo Del Alma
8. El Cóndor Pasa/ Locomotive
9. Volver A Nacer
10. Ecplipse
11. Mundos Bizarros
12. Animal
13. Hasta El Final
14. Imperio De Cristal
Extras
15. Animal (Video Clip)
16. Esclavitud De Tu Ser (Video Clip)
17. Regression feat. Fabio Lione (Video clip)
Rok Wydania: 2021
Wydawca: OSKAR
https://www.facebook.com/flordelotoprogre
Doskonały album peruwiańskiego projektu Memorias De Un Despertar, zatytułowany „Ira & Sacrificio” sprawił, że z nieskrywaną chęcią zaglądam w Andy, by sprawdzić, co też ciekawego i rockowego tam się pojawia. W ten oto sposób w moje ręce trafił wydany w wersji DVD/CD koncert innej peruwiańskiej grupy – Flor De Loto (Kwiat Lotosu). Grupa ta powstała w stolicy Peru, Limie, w roku 1998, jednak dopiero siedem lat później zadebiutowała na rynku wydawniczym albumem zatytułowanym po prostu „Flor De Loto”.
Koncert, o którym mowa, odbył się w ramach festiwalu muzyki progresywnej „Rosfest” w Gettysburgu w stanie Pennsylwania w 2018 roku. Grupa zagrała w składzie: za mikrofonem i na gitarze Alonso Herrera, na gitarze basowej Alejandro Jarrin, za perkusją Álvaro Escobar, za klawiszami Gabriel Iwasaki oraz na instrumentach dmuchanych, flecie poprzecznym oraz flecie quena Sergio „Checho” Cuadros. Czego się muzycznie możemy spodziewać? Dość specyficznego połączenia muzyki rockowej, progresywnej z muzyką etniczną – w tej kwestii ogromną pracę robią tu wszelkie instrumenty ludowe oraz śpiew w języku hiszpańskim.
Najlepszym, przykładem niech będzie tutaj „urockowienie” utworu „El condor pasa”, który łączy się z innym klasykiem, z zupełnie przeciwległego bieguna, czyli „Locomotive breath” z repertuaru Jethro Tull. Zresztą wydaje się, że ten legendarny brytyjski zespół odcisnął bardzo mocne piętno, gdy mowa o inspiracjach zespołu – momentami flet poprzeczny chce brzmieć tak, jakby go używał sam Ian Anderson. Ponadto Kwiat Lotosu rzadko używa języka angielskiego, co akurat jest olbrzymią korzyścią, ponieważ język ten nie należy do mocnych stron lidera zespołu. Podobnie zresztą jest z jego wokalem. Nie wiem czy jest to spowodowane rangą koncertu i związaną z tym tremą, bo niestety nie śpiewa on czysto. Bierze oddech w niewłaściwych momentach i momentami wydaje się, że nie da rady dociągnąć do końca wersu.
Utwory są ciekawe i chwytliwe, szczególnie dobry jest moment w okolicach połowy koncertu, w którym słychać, że zespół jest już mocno rozgrzany i gra energicznie. Jak wobec tego reaguje publiczność? No właśnie… i tu zaczynają się schody związane z realizacją obrazu. Otóż ten, jakby się mogło wydawać, ważny dla zespołu występ nagrany jest bodaj trzema statycznymi kamerami, które pokazują tylko zespół. Publiczność widoczna jest przez kilka sekund, i to na samym końcu. Podobnie ma się sprawa z jakością obrazu, bo nie jest to wcale standardowa już dziś HD-żyleta. Poza tym koncert ma jeszcze jedną wadę – dźwięk. Wydawać by się mogło, że gdy za konsoletą w studiu siedzi Roy Z., to można wymagać, iż dźwięk będzie równie potężny, jak na solowej płycie Dickinsona czy Halforda. W tym przypadku jednak chyba nie udało się Amerykaninowi wyłuskać tego soczystego brzmienia, które niestety jest płaskie i słabe. Nie ma tutaj żadnej przestrzeni. Zrzucam to na karb kiepskiej akustyki w Majestic Theatre, być może to również kwestia zgrania dźwięku prosto ze sceny, a nie z odpowiednimi ustawieniami stołu realizatorskiego.
Nie chcę absolutnie powiedzieć, że koncert jest zły czy że wykonywana przez grupę muzyka jest zła. Nic z tych rzeczy, bo z pewnością jest ona interesująca i pozwala momentami uchwycić ten specyficzny peruwiański klimat przefiltrowany przez hałasujące miło instrumentarium. Wydaje mi się jednak, że została ona po prostu zaprezentowana w krzywdzący ją sposób. Krążek DVD uzupełniają trzy wideoklipy, które wypadają o wiele lepiej niż główne danie, czyli koncert. Warto na pewno poznać tę grupę, zwłaszcza, że ma ona na swoim koncie współpracę z takimi muzykami, jak legendarny Fabio Lione czy Arthur Brown. Tak czy inaczej można obejrzeć i posłuchać jak brzmi andyjska wersja Jethro Tull, a ja tymczasem czekam na drugi album Memorias De un Despertar, który zapowiada się interesująco…
Mariusz Fabin