1. Speak To Me/Breathe
2. On The Run
3. Time/Breathe
4. The Great Gig In The Sky
5. Money
6. Us And Them
7. Any Colour You Like
8. Brain Damage
9. Eclipse
Rok wydania: 2009
Wydawca: Warner Bros
http://www.myspace.com/flaminglips
Okres letni bogaty jest w różnego rodzaju festiwale muzyczne. Jednym z
większych jest z pewnością „Off Festiva 2010”, który miał miejsce w
Katowicach. Jedną z gwiazd tegorocznej edycji byli Amerykanie z „The
Flaming Lips”.
Jako ukierunkowany raczej na progresywne dźwięki muzykomaniak, nie
często sięgam po podobny repertuar, wiec przyznam się szczerze, że nie
znałem wcześniej dokonań tegoż zespołu, mimo iż ma na swoim koncie
poważny bagaż (13 płyt studyjnych). Skoro jednak muzycy z The Flaming
Lips przy współudziale eksperymentalnej formacji Stardeath And White
Dwarfs, legendy amerykańskiej sceny hardcore Henry’ego Rollinsa oraz
kanadyjskiej wokalistki Peaches wzięli na warsztat rzecz „Świętą” –
floydowski „Dark Side Of The Moon”, trzeba było tego posłuchać!
„Ciemna strona księżyca” oczywiście nagrywana była już wielokrotnie
przez różnorakie „tributy”, ciekawiło mnie jednak jak do tego tematu
podejdą artyści alternatywni ?
Okazuje się, że drastycznych różnic nie ma, ale mimo wszystko brzmi to
zgoła inaczej. Od wersji pierwotnej najbardziej różni się kompozycja
„On The Run”, tutaj jest ona zdecydowanie bardziej transowa,
mechaniczna, odhumanizowana do cna.
Fragmentami proponowana przez The Flaming Lips wersja „The Dark Side… ”
brzmi, jakby została nagrana w okresie kiedy w grupie Pink Floyd był
jeszcze Syd Barett (psychodelicznie a zarazem surowo). Miedzy utworami w
miejsce efektów jakie występują w oryginale, zespół zamieścił wiele
elektronicznych przeszkadzajek, łączących poszczególne utwory w jedną
całość. Płyta jak w oryginale rozpoczyna się biciem serca, ale serce to
bije jakby innym rytmem. Natomiast w miejscu kurantów rozpoczynających
utwór „Time”, znalazły się jednostajne odgłosy kaszlu, jakby
podkreślając gorzką prawdę, że czas płynie nieubłaganie a czym człowiek
straszy tym gorzej się czuje. Paradoksalnie akurat ta wersja utworu
wyjątkowo przypadła mi do gustu. Ciekawy wokal oraz pewien minimalizm w
podejściu do kwestii muzycznej dodał mu specyficznego uroku. Pozostałe
kompozycje jednak zdecydowanie lepiej brzmią w oryginale.
Jest to z pewnością inne spojrzenie na to klasyczne dzieło. W kwestii
spoglądania (porównując obydwie wersje), wolę patrzeć na ładną
dziewczynę niż na „brzydkie kaczątko”, chociaż podobno nie ma brzydkich
kobiet tyko czasem wina brak…
Może po większej dawce wina i ta muzyczna wersja „The Dark Side of The Moon” bardziej mi się spodoba?
W przypadku tego wydawnictwa sprawdza się prawda, która kończy to
muzyczne dzieło: „nie ma żadnej ciemnej strony księżyca, jest po prostu
ciemno…”
5/10
Marek Toma