1. For Those Who Wait
2. Desperate
3. Fire In My Eyes
4. Core Of My Addiction
5. What I’ve Overcome
6. Name
7. New Perspective
8. You Give Me That Feeling
9. All I Need To Be
10. Recovery Begins
Rok wydania: 2010
Wydawca: Flicker Records
http://www.myspace.com/fireflight
For Those Who Wait” to już czwarty studyjny album wydany przez grupę
Fireflight. Może najpierw parę słów o nich. Zespół powstał w Eustis na
Florydzie w 1999 roku tak więc staż mają już dosyć spory. Tworzą go Dawn
Michele – wokalistka, Wendy Drennen – gitara basowa, Justin Cox –
gitara i wokal wspomagający, Glenn Drennen – gitara oraz Phee Shorb –
perkusja. Płyta, którą mam niewątpliwą przyjemność recenzować wydana
została w lutym 2010 roku i od razu zadebiutowała na 5 pozycji listy
Billboard Top Albums, w pierwszym tygodniu sprzedała się w liczbie 15
tysięcy egzemplarzy a w grudniu nominowana została do nagrody Grammy w
kategorii Best Rock Or Gospel Rap. Niech jednak ta dziwna kategoria Was
nie zmyli. To co tworzą nie ma z muzyką gospel nic wspólnego. A z rapem
to już w ogóle. USA to dziwny kraj i twórczość Fireflight
włożono do przegródki z napisem „Christian Rock”. Przyznam że to mój pierwszy kontakt z taką nazwą. Ale co kraj to obyczaj.
Na płycie znalazło się 10 utworów (w wersji wydanej na rynek japoński
11 utworów) utrzymanych w bardzo typowym dla amerykańskiego rynku
muzycznego brzmieniu. Dynamiczna sekcja rytmiczna, przesterowane gitary,
klawisze. Słowem bez zbędnego skomplikowania i wirtuozerskich popisów.
Żeby uprzyjemnić odsłuch dołożono sekcje smyczkową i przepis na
przyjemny albumik gotowy. Tyle że Fireflight dysponuje jeszcze jednym
asem w rękawie. A w zasadzie damą. A mowa tu o kapitalnym wokalu Dawn
Michele. Jak już wcześniej pisałem ich muzykę określono mianem rock
chrześcijański. I faktycznie głos Dawn może nawrócić parę zabłąkanych
duszyczek. Bez względu na to czy śpiewa sama, czy wspomaga ją w tym
Justin (co też brzmi świetnie), czy musi się mocno wydrzeć czy też
śpiewa sercem i duszą w spokojniejszych utworach robi to fantastycznie i
barwa jej głosu doskonale współgra z ich muzyką.
Całość trwa raptem 36 minut. Ale nie będzie to czas zmarnowany. Wręcz
przeciwnie. Polecam Wam tą płytę bo jest fajna. Podkręćcie gałeczki w
waszych wzmacniaczach i Alleluja!
7.5/10
Irek Dudziński