1. Stand Up (6:27)
2. Signature In The Sand (5:55)
3. Whiteline Highway (7:17)
4. Wasteland (5:54)
5. 11 (1:54)
6. T230 (7:48)
7. Days Gone By (8:07)
8. Miss D Meanour (6:07)
9. Omen (2:41)
10. Stop (15:12)
Bonus tracks:
11. Moment in Time
12. Losing It All
Rok wydania: 1997/2010
Wydawca: Angular Records/Metal Mind
http://www.myspace.com/finalconflictmusic
Zagorzali miłośnicy progresywnego rocka wiedzą, że Final Conflict nie
jest młodym zespołem (tym bardziej, że odwiedził nasz kraj 13
października 2008 roku, koncertując u boku Pendragona w katowickim
Teatrze Wyspiańskiego). Jest to klasyczny przedstawiciel neoprogresywnej
inwazji, która eksplodowała w Wielkiej Brytanii w latach
osiemdziesiątych (geneza zespołu sięga bowiem 1985 roku).
„Stand Up”, którego reedycję trzymam w ręku ukazał się pierwotnie w roku
1997 nakładem niemieckiej (Angular Records). Wydane dzięki firmie Metal
Mind Productions wznowienie, wzbogacone zostało o dwie dodatkowe
kompozycje. Na pochwałę zasługuje graficzny aspekt odnowionego „Stand
Up” (wydanego w formie digipacku). Przyjemnie otworzyć kartonik, by
zobaczyć na zamieszczonym zdjęciu jak prezentuje się Final Conflict w
chwili obecnej (w dołączonej książeczce widnieją oczywiście zdjęcia
ludzi, którzy uczestniczyli pierwotnie w tworzeniu muzyki zawartej na
tym krążku).
Tytułowy „Stand Up” otwierający płytę, dzięki charakterystycznemu
rytmowi może kojarzyć się nieco ze znanym przebojem Genesis – kompozycją
„Mama”. Jest to chyba najbardziej przebojowy fragment tego albumu.
Płyta jako całość to bez wątpienia typowa neoprogresywna produkcja, nie
jest to jednak rock progresywny szczególnie zawiły i przekombinowany do
granic zapętlenia, lecz zdecydowanie lżejszy gatunkowo. Kompozycje
charakteryzują się dużą dozą lekkości i szczególną łagodnością. W tym
względzie Final Conflict zestawić można z innym przedstawicielem
brytyjskiej, neoprogresywnej sceny – grupą Jadis. W obu przypadkach
istotnym elementem w tworzeniu muzycznego klimatu pełnią przepiękne
gitarowe solówki i zwiewne klawiszowe pasaże. W przypadku Final Conflict
mamy oczywiście do czynienia z dwoma równorzędnymi gitarzystami a
zarazem wokalistami, co stanowi o dużej oryginalności tej grupy.
Klimat tego albumu sprawia, że ma on jakieś relaksujące właściwości,
działa niczym kojący balsam, bądź napar z melisy. Przy jego dźwiękach
chciałoby się rozsiąść w gronie serdecznych przyjaciół na takich właśnie
rozkładanych krzesełkach wpatrując się w bezkres morskiego horyzontu
(co sugeruje okładka). Ile piękna jest w kompozycji „Days Gone By”, czy
następującej po niej „Miss De Meanour”. Magnum Opus tego albumu, to
jednak najdłuższa, 15-to minutowa „Stop”, zamykająca zasadniczą część
płyty. Mamy jeszcze wspomniane bonusy w postaci nowej wersji utworu
„Moment In Time”, pochodzącego z kolejnego albumu – „Hindsight” (2003),
oraz dodatkowej, przepięknej kompozycji „Losing It All”.
Mimo, iż od pierwotnego wydania płyty minęło 13 lat, muzyka wytrzymała
próbę czasu, również dzisiaj słucha się jej z ogromna przyjemnością, a
że pierwotna wersja była praktycznie niedostępna, myślę że firma Metal
Mind zrobiła doskonałe posuniecie wydając jej reedycję! Jeśli
powiedziało się A należało by w tej kwestii powiedzieć B ;). Liczymy na
wznowienia pozostałych płyt (nie ma ich przecież zbyt wiele), no i z
zapartym tchem czekamy na nowy materiał Final Conflict.
8/10
Marek Toma